Wszystko na temat spożywania wody

Woda dla zdrowiaTytuł tego wpisu dość jednoznaczny choć dokładniej powinien brzmieć: wszystko co wiem na temat istotnej roli wody w życiu człowieka. A wiem tyle, ile udało mi się zebrać wiedzy i opinii na temat wody, jej roli w naszym życiu.

Najlepsza skrócona definicja roli wody pochodzi z książki „Woda jest najlepszym lekarstwem” Anity Hessmann-Kosaris:

Woda ma czynny udział jako środek transportu, źródło i rozpuszczalnik licznych substancji znajdujących się w komórkach oraz w organizmie. Płyn w organizmie zapewnia pobieranie, transport i rozprowadzanie składników odżywczych oraz wydalanie zbędnych produktów przemiany materii.

Woda jest głównym składnikiem ludzkiego ciała (w zależności od wieku jest to od nawet około 90% u noworodków do około 60% u osób starszych – bo z wiekiem wartość ta maleje). Potrzebujemy jej dostaw stale (bez jedzenia możemy obyć się nawet kilka tygodni, ale bez wody już nie), tracimy ją bowiem z moczem, potem czy wydychanym powietrzem.

We wspomnianej powyżej książce (oparta w dużym stopniu na doświadczeniach ks. Sebastiana Kneippa specjalizującego się w kuracjach z użyciem wody) określa się wodę wręcz mianem leku, gdyż pod różnymi postaciami jej oddziaływanie ma cechy sprzyjające powrotowi do zdrowia. Mowa tu o zastosowaniu zewnętrznym: kąpielach (w wodzie o różnej temperaturze, z różnymi dodatkami mineralnymi), okładach, jak i o zastosowaniu wewnętrznym – głównie w postaci wód mineralnych.

Oczyszczanie zanieczyszczonej cywilizacyjnie wody

Od czasów Kneippa wiele się w świecie zmieniło. Dziś niezwykle trudno pozyskać wodę pozbawioną śladowych ilości środków ropopochodnych, antybiotyków (karmione są nimi zwierzęta), hormonów (środki antykoncepcyjne wydalane z moczem), pestycydów, metali ciężkich itd.

Nawet wody głębinowe (wody mineralne) dystrybuowane są często w butelkach plastikowych zamiast szklanych. I tu mamy problem z drobinkami tworzyw sztucznych, które pojawiają się przy produkcji butelek z plastiku. Albo znajdą się one w butelkowanej wodzie, albo są wstępnie takie butelki wypłukiwane szkodliwym alkoholem, którego ślady potem znaleźć można w rzekomo czystej wodzie mineralnej… Trudno ocenić, co gorsze. Ostatnio wiele badań potwierdza problem występowania w morzach i oceanach mikroplastiku (wyspa plastiku na oceanie ma już ponoć powierzchnię pięciokrotnie większą od naszego kraju!), który spotykamy już na swoich stołach, spożywając owoce morza.

Podobnie źle jest z wodą z kranu, nawet rozbudowane w XXI wieku stacje uzdatniania wody oferujące bardzo czystą (w sensie: pozbawioną bakterii) wodę nie gwarantują tego, co poprzez system wielu kilometrów rur dociera do naszego kranu. Ponadto te stacje dbają głównie o stan bakteriologiczny, poziom natlenienia (lub czasami wodę chlorując, jeśli zachodzi taka potrzeba) – nie mają jednak właściwych filtrów oczyszczających z wielu substancji chemicznych. Proponuję zapoznać się z realiami pomiarów wody kranowej. I jak to się ma do rzeczywistego jej użytkowania?

Dlatego długo szukałem uzasadnień, co mniej szkodliwe, a bardziej sprzyjające naszemu zdrowiu. I wyszło na to, że w dzisiejszych czasach, jeśli nie mamy bezpośredniego dostępu do absolutnie czystych wód głębinowych, to najlepiej korzystać z wody kranowej dobrze filtrowanej. Powszechnie uznaje się za najlepsze kilkustopniowe filtry z odwróconą osmozą (posiadają osobne odprowadzenie odfiltrowanych odpadów do rury ściekowej – w odróżnieniu od zwykłych filtrów dzbankowych). Ich wadą jest nadmierna filtracja zawartych w wodzie naturalnych minerałów.

Ale coś za coś. W obecnych czasach wodę powinniśmy traktować jako rozpuszczalnik, głównie do wypłukiwania toksyn z naszego organizmu. Dostarczenie (tych w skali makro np. magnez, potas, wapń) minerałów powinno pochodzić z dobrej jakości warzyw i owoców. Z kolei mikroelementy (pierwiastki śladowe) pozyskamy, dodając do każdej szklanki filtrowanej wody szczyptę soli kłodawskiej lub himalajskiej (to lepsza alternatywa w porównaniu z niefiltrowaną wodą z wodociągów). Osobiście piję taką filtrowaną wodę jakieś 20 lat i cieszę się stosunkowo dobrym zdrowiem. Najlepiej, aby taką wodę jeszcze odpowiednio ustrukturyzować, najciekawszym chyba w Polsce rozwiązaniem jest taki zestaw, który oferuje marka Visanto.

Woda zasadowa a woda z ujemnym potencjałem redoks

Według lekarza Jana Pokrywki idealna woda powinna przejść przez 4 etapy przed jej spożyciem. Pierwszy to właśnie filtracja przy użyciu odwróconej osmozy, drugim jest przegotowanie wody (to pozwala (nawet bez wstępnej filtracji) zabić ewentualne drobnoustroje, usunąć chlor, uczynić wodę energetycznie neutralną w rozumieniu medycyny chińskiej – rzekomo nieprzegotowana woda w pewnym stopniu sprzyja tyciu). Trzeci etap jest najtrudniejszy do uzyskania – chodzi o mechaniczne wtłoczenie dodatkowej dawki wodoru do wody. Dzięki temu woda uzyskuje bardzo dobry parametr ujemnego potencjału redoks (wodorowana woda ma cechy wspomagające usuwanie wolnych rodników hydroksylowych) przy zachowaniu neutralnego pH = 7. Ostatnim etapem przygotowania idealnej wody jest jej energetyzacja, np. przy użyciu technologii Grandera – wszystkie te cechy posiada woda Redox+, sprzedawana w szklanych opakowaniach. Niestety drogo wychodzi nabywanie (tylko przez internet) takiej wody (zaleca się nie więcej niż 1 litr wody z wodorem dziennie – większa dawka nie poprawia już zalet takiej dostawy wodoru do organizmu).

I tu przy okazji warto zaznaczyć, że większość rozwiązań, które oferują niski potencjał redoks oparta jest o zasadę podnoszenia pH wody do poziomu wysokozasadowego (pH > 9,5). Są to rozwiązania pasywne (mineralizatory wody) lub aktywne (urządzenie oparte o elektrolizę wody – elektrody metalowe z półprzepuszczalną błoną oddzielającą tzw. wodę żywą o pH > 11,5 od martwej – bakteriobójczej), o czym traktuje książka „Żywa woda źródłem zdrowia” napisana przez Petrasa Szibilskisa i Jana Łastowskiego (urządzenie do produkcji takiej wody to koszt ok. 1500 zł).

Niektórzy uważają (Jan Pokrywka, Jerzy Zięba), że woda żywa na krótką metę pozwala na zauważalną poprawę zdrowia, lecz dłuższe jej stosowanie może prowadzić do innych objawów chorobowych. Elektroliza nie jest całkowicie pozbawiona jonów metali ciężkich. Ponadto nawet wysokozasadowa woda uzyskana metodą mineralizacji też nie powinna być stosowana przez długi czas (nadmierna zasadowość tkanek organizmu (prowadzi do zasadowicy) bywa bardziej szkodliwa od nadmiernej kwasowości tkanek organizmu (nie mylić z pH krwi!) określanej mianem niskopoziomowej kwasicy metabolicznej (ang. Low Grade Metabolic Acidosis) – tę nazwę propaguje Janusz Dąbrowski).

Najłatwiej i najtaniej można podnieść pH wody dzięki sodzie oczyszczonej, są zwolennicy jej stosowania (patrz książka „Soda oczyszczona na straży zdrowia” Iwana Nieumywakina). Z kolei wybitny naturoterapeuta Aliaksandr Haretski zaleca ostrożność, sugerując, że zbyt częste spożywanie sody oczyszczonej negatywnie wpływa na florę bakteryjną (tzw. mikrobiom człowieka). Jerzy Zięba podkreśla przy tym, że często powodem objawów chorobowych jest niedokwaszony żołądek – a soda oczyszczona może ten efekt jeszcze pogłębiać.

Jak widać, nie jest łatwo pogodzić wszystkie za i przeciw – owszem, krótkoterminowo w celach leczniczych wysokozasadowa woda (w jak największym odstępie od spożywanych posiłków) może być przydatna. Ale do stałego spożycia taka woda nie jest wskazana (o utrzymanie równowagi kwasowo-zasadowej powinna zadbać właściwa dieta z odpowiednią ilością warzyw i owoców). Przeciwieństwem są napoje zakwaszające typu cola, kawa itp. Z tego też należy korzystać w bardzo rozsądnych ilościach.

Dlatego woda o pH w okolicach 7 uznawana za neutralną jest najbezpieczniejsza na dłuższą metę, a dodanie do niej wodoru (przez wtłoczenie gazu, jak w butelkowanej wodzie Redox+) to najlepsze rozwiązanie, choć nie należy do łatwych technologicznie.

Rezygnując z dodatkowej dawki wodoru można sobie zafundować własny stosunkowo niedrogi system dostarczania wody. Wystarczy zainstalować filtr z odwróconą osmozą, następnie czystą wodę zagotować i przelać do szklanego dzbanka (lepiej wcześniej zaczekać, aż się nieco ostudzi w czajniku – bo już mi kiedyś taki dzbanek z wrzątkiem pękł i solidnie poparzyłem sobie nogi). W dzbanku można dodatkowo umieścić 100 g krzemieni a nawet kryształ górski (wszystko do nabycia na allegro) – to dodatkowe subtelne wzbogacenie wody. Co prawda woda z takiego systemu nie oferuje ujemnego redoksu, ale i tak jest wyjątkowo dobra dla naszego zdrowia.

Taką wodę w dzbanku można naenergetyzować/ustrukturyzować np. przy użyciu jednej z metod, które zaprezentowałem w kolejnym wpisie.

A ile tej wody należy pić?

Kolejną kontrowersję wzbudzają zalecenia: ile wody należy dziennie wypijać? Wspomina się o 30 ml na każdy kg wagi ciała, co przekłada się na 2,1 litra dla przeciętnej osoby o wadze 70 kg. To dużo, ponadto to zalecenie nie uwzględnia pory roku, poziomu wysiłku pracy zawodowej (większe lub mniejsze pocenie) – a to sprawia, że w upalne dni będziemy świetnie tolerowali takie (a nawet znacznie większe ilości) wody, a zimą będziemy być może średnio co godzinę biegać do toalety. A są tacy, co lubią tak biegać, bo…

No właśnie – w XXI wieku środowisko mamy tak zatoksycznione, że duża dawka rozpuszczalnika, jakim jest woda, sprawia, że wiele osób pijąc takie ilości wody, czuje się lepiej. Jednak to sytuacja nienaturalna, coś w rodzaju systemu awaryjnego: pijemy i oczyszczamy się, widząc pozytywne rezultaty. Co innego, gdy faktycznie jesteśmy odwodnieni, to takie kilkulitrowe dzienne dawki (zawsze z odrobiną soli kłodawskiej/himalajskiej) są przydatne. Pozbycie się odwodnienia pozwala czasem na zniknięcie takich objawów jak bóle głowy, astma i wiele innych.

Z drugiej strony picie wody, kiedy nie odczuwamy pragnienia wygląda na mało naturalne, wystarczy spojrzeć na świat zwierząt – one nie patrzą na zegarek, nie zliczają codziennych szklanek czy aby nie za mało wypiły. W popularnym cyklu Discovery „Pogromcy mitów” testowano (bezskuteczne) próby nakłonienia koni do wypicia wody w momencie, kiedy nie odczuwały one takiej potrzeby.

Nas też natura wyposażyła we właściwe instynkty. Co prawda wśród osób w podeszłym wieku te naturalne mechanizmy zawodzą i tam należy wprowadzać pewną automatyzację, ale z ludźmi w sile wieku nie powinno się tak postępować. No i znów jesteśmy w kropce. Bo z jednej strony natura nam coś podpowiada, a z drugiej strony co z tej natury nam jeszcze pozostało w tym zatoksycznionym świecie, który ludzie sami zdewastowali? Jedno jest pewne, nie powinniśmy przesadzać, bo np. wypijając 4 litry dziennie (zwłaszcza w krótkim czasie) można się przewodnić, a to poważna sprawa.

Powyższe dylematy są nawet powodem ostrej różnicy zdań wśród naturopatów (nazywanych potocznie naturoterapeutami) w tej kwestii. I tu przychodzi z podpowiedzią współczesny naukowiec i lekarz z Iranu Fereydoon Batmanghelidj (który wyemigrował do USA i tam kontynuował trwające dziesiątki lat badania nad nawodnieniem człowieka). Jego argumentacja jest taka, że oddaliliśmy się od natury i już jako dzieci mamy wpajane niewłaściwe nawyki co do spożywania napojów (słodzonych, gazowanych) i przetworzonego jedzenia. A to zmienia nasze postrzeganie zapotrzebowania na wodę, stąd argument o dzikich (lub częściowo udomowionych) zwierzętach nie przekłada się obecnie na ludzi. Lekarz ten uważa, że suchość w ustach nie jest miarodajnym wskaźnikiem – choć często bywa to już późną fazą odwodnienia.

Aby mieć pełen ogląd na zależności odwodnienia i chorób (w tym często objawiających się bólem) warto przeczytać książkę „Twoje ciało domaga się wody”, gdzie Fereydoon Batmanghelidj pokazuje wiele chorób przewlekłych, których objawy ustępują po odpowiednim nawodnieniu (astma i alergie, nadciśnienie, nadwaga, stres i depresja, bóle układu trawiennego, reumatoidalne).

Nawodnienie nie jest procesem błyskawicznym, należy do tego podchodzić krok po kroku, zwiększając stopniowo liczbę wypijanych szklanek wody. W trudnych przypadkach proces ten powinien odbywać się pod kontrolą lekarza (dobowa zbiórka moczu, żeby zauważyć poziom zrównoważenia). Również i ten lekarz zaleca wypijanie szklanki wody na pół godziny przed posiłkiem (posiłków nie powinno być zbyt dużo w ciągu dnia – zalecane w mediach 5 posiłków dziennie to pomysł na etap diety odchudzającej a nie na stałe!), a potem nawet 2,5 godziny przerwy w spożywaniu płynów (choć inni eksperci zalecają uzależnienie tego też od typu posiłku – białka trawią się najdłużej).

Wraz z każdą szklanką powinno się stosować szczyptę niejodowanej soli kłodawskiej lub himalajskiej (na język po wypiciu szklanki wody) – co prawda Fereydoon Batmanghelidj promował sól morską, ale od początków jego odkryć wody morskie i oceaniczne zostały mocno zanieczyszczone choćby mikroplastikiem (dlatego lepsze są nieprzetworzone sole z kopalni kamiennych, gdzie sól jest sprzed 250-270 mln lat). A o jod zadbajmy osobno, np. spożywając kelp (glony w sprasowanych tabletkach – sprawdź cenę przykładowego produktu).

Woda powinna być naszym podstawowym źródłem płynów, nie zastąpi jej dziesięć filiżanek (pseudo)kawy (często szkodliwego płynu mleczno-kawowego z cukrem) i herbaty dziennie. Z takich i innych napojów (np. sztucznie słodzonych soków z kartonu) organizmowi trudniej jest pozyskać odpowiednie właściwości wody do pozbywania się toksyn. Co więcej, wszystkie te napoje Fereydoon Batmanghelidj uznaje za odwadniające! Uwaga też na wysoce słodzone więc szkodliwe płyny z wodą w nazwie!

Oczywiście część wody organizm może pozyskać z surowych warzyw i owoców (ale nie z przetworzonych soków pasteryzowanych), dzięki temu nie trzeba wlewać w siebie nadmiernej liczby szklanek wody. Niech każdy sam dobierze sobie ilość, jaka mu służy (uwzględniając warunki zewnętrzne). Ważne jest, aby oddzielać spożywanie posiłków od picia, które nadmiernie rozrzedza soki trawienne w żołądku. Nie powinno się pić w okresie na pół godziny przed posiłkiem i przez około 1,5 godziny (lub więcej, w zależności od posiłku, białko powinno być dłużej trawione, owoce krócej) po posiłku.

Woda oczyszcza organizm

Wodne oczyszczanie organizmu prócz tego prowadzonego przez nerki, może być też robione przy użyciu wody (samej lub z dodatkami ziołowymi) w postaci lewatyw (końcowa część jelita grubego), ale ten temat już wykracza poza temat tego wpisu.

Warto też wspomnieć o oczyszczaniu przy innego użyciu układu wydalniczego, jakim jest skóra. Dzięki intensywnemu poceniu się np. w saunie i spłukiwaniu tego potu po wyjściu z niej, możemy pozbyć się sporej ilości toksyn, odciążając przy tym nerki i wątrobę. Wielu ekspertów poleca tzw. saunę suchą działającą na podczerwień. Warto łączyć takie wizyty w saunie (ewentualnie gorące kąpiele) z polewaniem rozgrzanego ciała zimną wodą. To jedna ze skuteczniejszych metod na wzmocnienie układu odpornościowego – ma to działanie uruchamiające wiele procesów układu odpornościowego, bez jego sztucznego wzmacniania. Można stosować naprzemienne prysznice ciepłą i zimną wodą całego ciała lub tylko częściowe polewanie np. tylko nogi do kolan. Ważne, aby zaczynać zabieg od ciepłej wody, a kończyć zimną, przy czym według Kneippa woda powinna spływać łagodnie, a nie w postaci wielu drobnych strumieni ze słuchawki prysznicowej (najlepiej taką słuchawkę przyłożyć do ciała, a resztę zrobi grawitacja).

Zamiast zimnych polewań można też wykorzystać wizytę nad zimnymi: jeziorem, morzem czy rzeką, gdzie zaleca się brodzenie po kolana – to najlepszy kontakt z wodą w naturze.

Woda jako rozpuszczalnik czy dostarczyciel minerałów?

A co z wodami mineralnymi? Każde ujęcie takiej wody charakteryzuje się odmienną dawką dominujących pierwiastków, zatem stałe picie wody wysokomineralizowanej zwłaszcza jednego tylko typu może prowadzić do rozregulowania zasobów mineralnych w organizmie.

Co prawda organizm wydala nadmiar danego pierwiastka (choć nie wszystkich, z metalami ciężkimi jest spory problem), ale zwykle przy tym zużywany jest jakiś inny pierwiastek, którego zasoby możemy w pewnym momencie wyczerpać (patrz szerzej na zjawiska: synergizm i antagonizm). Możemy więc spożywać wody mineralne okresowo (i to nie z plastikowych butelek!), ale nie na stałe (co podkreśla wielu ekspertów od zdrowia, jak choćby Tombak).

Do celów leczniczych (czyli nie na stałe!) należy wykorzystywać wody wysokomineralizowane, wspomniany już wcześniej Haretski zaleca wodę Zuber (dostępną w kartonach pięciolitrowych ze specjalnym dozownikiem do rozlewania) posiadającą rekordowo dużą ilość składników mineralnych 25054,3 mg/l (to aż 2,5% nasycenie minerałami) – dawkowanie: 3 razy dziennie na pół godziny przed posiłkiem, pół szklanki Zubera zmieszanego z połową szklanki wody mineralnej (lub zwykłej wody). Taki karton wystarczy wówczas na 2 tygodnie kuracji. Woda ta ma odczyn alkaliczny (bo jak sprawdziłem, dochodzi do reakcji chemicznej, gdy wsypiemy do niej kwas l-askorbinowy (witaminę C)).

Od wieków wykorzystuje się takie picie wód źródlanych w sanatoriach. Co ciekawe wody takie przy butelkowaniu i dostarczaniu ich do sklepów mogą tracić część właściwości leczniczych. Z jednej strony chodzi o poziom rozpuszczonego wodoru, który potrafi ulotnić się z plastikowych butelek. Drugą przyczyną może być utrata świeżości energetycznej. Ten energetyczny parametr mierzalny jest wyłącznie metodą wahadełkowania (przez bioenergoterapeutów) – to tzw. skala Bovisa. Wielokrotne pomiary przy znanych źródłach wód zdrowotnych potwierdzają te wysokie wskazania subtelno-energetyczne. Więcej na ten temat oraz o polskich wodach leczniczych w książce „Woda i jej lecznicza siła” Leszka Mateli. W takiej butelkowanej wodzie z leczniczych źródeł możemy uzyskiwać jedynie jej chemiczne właściwości w postaci mineralizacji specyficznej dla danego źródła.

Głównym źródłem minerałów powinny być dla nas dobrej jakości warzywa i owoce, choć są tu z powodu wyjałowienia gleby spore braki np. magnezu (często wymaga to dodatkowej suplementacji), co już dziesiątki lat temu wskazywał profesor Julian Aleksandrowicz. Z kolei odnośnie mikroelementów (pierwiastków śladowych) możemy je dostarczać, spożywając sól kłodawską (niejodowaną) lub himalajską.

Facebooktwitter

3 komentarze

  1. Djraper 26 czerwca 2019 Odpowiedz
  2. Blog Ozonee 29 lipca 2022 Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.