Jak być zdrowym – wprowadzenie

Jak być zdrowym - jak dbać o zdrowie samodzielnieCzęsto na wielu blogach (zwłaszcza młodych dziewczyn) spotykam się z całą masą wpisów o różnych dietach prozdrowotnych, owocach czy ziołach o niby wspaniałych właściwościach, jednak nijak ma się to do zdrowia jako całościowego spojrzenia na ten temat. Zdrowie bowiem jest alternatywą dla chorób, więc tych nie powinniśmy leczyć, lecz robić wystarczająco dużo, aby im zapobiegać.

I dla przykładu zachwalanie jakiegoś zioła czy przyprawy w kuchni przez wymienienie całej litanii zawartych w nich pozytywnych składników (cały alfabet witamin) nie zawsze ma sens, podobnie jak krytykowanie że np. ogórek czy arbuz mają mało witamin, bo to prawie sama woda. Problem w tym, że w praktyce liczy się porcja wagowo i dopiero po przeliczeniu jej ma sens podawanie tego, że coś ma dla nas zauważalnie korzystny wpływ zdrowotny. Bo bez problemu jesteśmy w stanie zjeść całego ogórka (np. o wadze 200g), ale nie damy rady spożyć więcej niż 1-2 gramy zmielonej przyprawy, jaką jest goździk (który to uznawany jest jako jeden z najsilniejszych antyoksydantów, czyli przeciwutleniaczy). Tak więc nie stawiajmy na piedestale tej listy witamin i minerałów bez ogarnięcia szerszej całości.

Równie często (tym razem nie na blogach, ale już w rozmowach prywatnych) słyszy się narzekanie na takie i owakie schorzenia osób w zasadzie niezależnie od ich wieku. Nie dość, że jest to destrukcyjne dla słuchającego (i dla chorującego, który jeszcze bardziej skupia się na swojej chorobie, a nie na zdrowiu), to jeszcze okazuje się, że każdy z tych chorych jest ekspertem od swojej choroby przewlekłej – a raczej od nazw leków likwidujących chwilowo objawy, nazw specjalistów wraz z nazwiskami lekarzy tych specjalności. Tylko co z tego, skoro ci eksperci od swojej choroby ciągle te problemy zdrowotne mają…

Zarówno mnie jak i lekarzom zależy na Twoim zdrowiu, ale komu tak na prawdę zależy na nim najbardziej? Tobie! Ilu z Was ma wśród znajomych kogoś, kto wydał już tysiące złotych na prywatne wizyty, drogie zachodnie leki i wciąż nie widać końca jego problemów? Często pacjenci odbijają się od gabinetu do gabinetu, bo trudno lekarzowi jednej specjalności dojść do tego, jak zaklasyfikować daną chorobę. Nagminnie lekarze robią to błędnie (to wina nadmiernej specjalizacji współczesnego kształcenia medyków) lub wcale, a wtedy nie mogą wdrożyć znanego im schematu leczenia i odsyłają do innego specjalisty, często do psychiatry, sugerując, że pacjent sobie chorobę wymyślił.

Powtórzę raz jeszcze – komu zależy najbardziej na Twoim zdrowiu, jeśli nie Tobie? To co do tej pory udało Ci się zrobić, żeby o swoje zdrowie zadbać? Najczęściej NIC! Oddanie zdrowia, czyli tego, co się ma najcenniejsze, w ręce lekarza (w cudze ręce) nie powinno nas zwalniać od myślenia!

Od samych badań nikt nie poczuł się lepiej, od leków wielu chwilowo tak, ale czy nie niosą one skutków ubocznych? No i czy dbając o zdrowie nie okaże się, że do sytuacji potrzeby sięgnięcia po leki nie dojdzie? No właśnie, ale jak się zabrać do tego dbania o zdrowie? Lekarz Ci o tym nie powie, bo nie ma czasu, ma też za małą wiedzę, bo ich uczą, jak leczyć chorych, a nie o tym, jak dbać o zdrowie. A jeśli już coś palnie, to często kulą w płot (typu: pij mleko, będziesz wielki). Liczy się wiedza, jak w każdej dziedzinie!

Jak zacząć dbać o zdrowie?

Nie jestem lekarzem (i chyba dobrze, bo nie mam zawodowego skrzywienia całości oglądu na temat zdrowia), ale kiedyś też chorowałem i w końcu sięgnąłem po wiedzę. Wciąż jej poszukuję, choć teraz już wiem to, czego zdecydowana większość społeczeństwa nie wie z różnych przyczyn. Wiem jednocześnie, że dla wielu osób nawet najprostsze zmiany w ich życiu często są za trudne do zastosowania. Ba! Nawet znaleźć czas im się nie chce na zmiany i dokształcenie się… Z takimi nie ma co gadać, każdy ma swoje życie i prawo do popełniania własnych błędów. Niech choruje według własnych reguł (a raczej z powodu braku wiedzy o prawidłowych zasadach).

No dobrze, a co z tymi, którzy zapytają mnie, od czego zacząć? Oto kilka wyjaśnień i zaleceń na początek – jeśli to nie okaże się za trudne w stosowaniu, to może zauważą, że warto w zdrowie brnąć dalej (a ja wiem, że warto) i to nie na ślepo czy także niezgodnie z najnowszymi trendami rodem z kobiecych pism.

Większość chorób bierze się z zatoksycznienia środowiska (a co za tym idzie toksyn, które do naszego organizmu docierają), wszelkiego typu stresu (który zamiast chwilowo, to w długim czasie wyłącza nam układ odpornościowy), a także z innych przyczyn, których jeszcze 100 lat temu nie znano, np. z powodu promieniowania elektromagnetycznego (komórki, WiFi, nadajniki radiowe i telewizyjne, wojskowe itp.). Można tu jeszcze długą listę przyczyn tworzyć jak choćby niedobór jakiegoś minerału lub witaminy, ale już ten wstęp daje nam pewien obraz rzeczywistości.

Nie chorujemy więc od samych zarazków, przykładowo bakterie gronkowca złocistego na swojej skórze ma ponad 40% społeczeństwa i nic z tego nie wynika do czasu, aż uda  się bakteriom przeniknąć do wnętrza słabego organizmu. Bakterie, wirusy i grzyby są wszędzie w wodzie, powietrzu i od tego jest układ odpornościowy, aby sobie z tym radził – choć w miarę rozwoju cywilizacji jest mu trudniej, temu nikt nie przeczy… Zatem tak silne narzędzia jak antybiotyki traktujmy jako ostateczność, jako leki ratujące życie, a nie do leczenia byle kataru.

A teraz to, co najważniejsze – jak zacząć dbać o zdrowie. Często mówi się, że układ pokarmowy odpowiada za 70% skuteczności układu odpornościowego. Ważne jest zatem, jak poprawnie podchodzić do pożywienia i picia, aby uzyskiwać jak najlepsze rezultaty. Jeśli chodzi o wodę, to ma ona niebagatelne znaczenie, bo w około 70-80% sami składamy się z wody (w zależności od wieku). Woda więc w naszym organizmie po prostu powinna być. A spożywanie płynów jest normalną sprawą z dwóch powodów.

Woda ważnym elementem zdrowia

Woda powinna być wymieniana w naszym organizmie, ponieważ to między innymi za jej przyczyną możemy pozbywać się wszelakich toksyn (pojawiających się w naszym ciele z zewnątrz jak i w wyniku naturalnych procesów biologicznych naszych komórek i naszych gości (typu bakterie, wirusy), zamieszkujących nasz organizm – większości z nich nie należy się obawiać, są nam wręcz niezbędne, np. prawidłowa flora bakteryjna jelit). I w tym względzie modne są zalecenia picia jak największych ilości wody (a nie kawy, czy słodzonej herbaty!) – ale uwaga! Nie można tu popadać w paranoję, żłopiąc 3 litry i stale biegając do toalety! Trzeba dostosować się do warunków zewnętrznych (latem pocimy się bardziej, to i wody dużo więcej powinniśmy pić).

W tym pierwszym kontekście (oczyszczanie z toksyn) zaleca się spożywanie jak najczystszej wody (nie trzeba polować na jakieś specjalne wody z dużą zawartością minerałów, bo te powinniśmy pozyskiwać z wartościowego jedzenia). Problem pojawia się czasami z tym, że wzmożone oczyszczanie, to zwiększona wymiana płynów w organizmie, co prowadzi do wypłukiwania minerałów, w tym sodu (czyli soli kuchennej – chlorku sodu), regulującego poziom nawodnienia i może dochodzić do odwodnienia organizmu. Jak zadbać o zbalansowanie wodne?

Najlepiej stosować filtr wody (kranówka jest niby uzdatniana, ale stan rur doprowadzających może być różny i różne dodatki mogą się w nim pojawiać, kiedyś u mnie badano wodę i wykryto śladowe ilości związków ropopochodnych! I wcale nie był to naciągacz/ekspert od instalacji filtrów, lecz faktycznie specjalista badający stan rur w całym mieście), następnie tę wodę przegotowujemy i może być pita już ostudzona (to zalecenie szczególnie przyda się osobom z nadwagą). Wodę taką można wzbogacić szczyptą soli na szklankę (jeśli ktoś nie lubi takiego smaku, to tę szczyptę można wziąć na język przed wypiciem i rozpuścić lub połknąć) – podobno tak prosty zabieg prowadzi do lepszego nawodnienia organizmu. Nie trzeba się bać nawet, jeśli komuś wydaje się, że ma obrzęki, zastoje wodne. Wiele osób donosi o zmniejszeniu wielu uciążliwych objawów chorobowych tylko dzięki tej sztuczce z odrobiną soli (wystarczy to porównać z solą fizjologiczną, którą stawia się ludzi na nogi w kilka godzin, podając zwykłą kroplówkę).

A jaka powinna to być sól? Najbardziej polecane są kłodawska lub himalajska – posiadające prócz chlorku sodu jeszcze śladowe ilości wielu minerałów (których brakuje we współczesnym pożywieniu z powodu wyjałowienia gleby, która nawożona jest tylko kilkoma podstawowymi pierwiastkami).

Posiłki, trawienie i przerwy w spożywaniu płynów

Teraz drugie zalecenie: ze względu na właściwy sposób trawienia wymagane są dwie sprawy. Po pierwsze, aby posiłek się dobrze przyswajał, powinien być możliwie dobrze pogryziony, bo proces trawienia zaczyna się już w ustach, tam pierwsze enzymy zawarte w ślinie ruszają do boju, a powinny mieć kontakt z jak największą ilością pożywienia – zatem każdy kęs należy gryźć do momentu, aż powstanie z niego półpłynna masa (jedzenie łączone ze śliną, a nie płynami z popijania w trakcie posiłku!). Nie dość, że lepiej się to pożywienie przyswoi, to jeszcze z powodu wolniejszego jedzenia (to jedyna wada rozwiązania, trzeba mieć czas na posiłki, a nie je wchłaniać, jak jamochłon na zawodach w jedzeniu hot-dogów na czas!) zdążymy w porę zauważyć sygnały żołądek-mózg, żeby się nie przejadać (uczucie sytości pojawia się z pewnym opóźnieniem i często mózg dostaje tę informację znacznie po czasie, czyli dopiero jak już mocno jesteśmy przejedzeni i posiłek nam ciąży w układzie pokarmowym).

Po drugie – kolejny etap trawienia odbywa się w żołądku, gdzie wydzielany jest kwas solny w celu rozpuszczenia pogryzionego jedzenia. Nie należy więc rozcieńczać tego kwasu przez popijanie w czasie posiłku (wiele osób stosuje to, żeby jeszcze szybciej połykać niepogryzione w pełni kawałki jedzenia), bo zmniejsza to skuteczność trawienia, co może prowadzić w dalszych etapach układu pokarmowego do procesów gnilnych, czego być nie powinno!

Rozszerzając to założenie należy też uwzględnić przerwy w piciu (o ile nie czujemy się spragnieni) na 30 minut przed posiłkiem i minimum 40 minut po posiłku węglowodanowym, roślinnym (im dłużej, tym lepiej, zwłaszcza gdy jedliśmy białkowy posiłek, np. mięso, fasolę – wtedy 1,5 do 2 godzin to dobry czas na to, żeby dać szanse naszemu żołądkowi na poprawne trawienie).

Żeby nie było za łatwo, to nasze zmiany w stronę lepszego zdrowia powinny prowadzić do ograniczenia nie tłuszczów w pożywieniu (jak to Amerykanom wmówiono – bo zamiast schudnąć, tylko się rozpaśli) lecz cukru, bowiem nasze współczesne żywieniowe nawyki sprawiają, że mamy nadmiar węglowodanów w pożywieniu (zakaz spożywania drożdżówek w szkołach był dobrym pomysłem, ale „mądre głowy” się z niego wycofały). O ile warto pozostać przy owocach (bo te mają w sobie nie tylko cukier, ale i w odpowiednich proporcjach wiele naturalnych związków organicznych przydatnych organizmowi), to już zdecydowanie należy odciąć się od produktów z fabryki typu napoje gazowane, soki z kartonu, ciastka (lub przynajmniej mocno ograniczyć, a nie traktować jak trzecie danie (deser) na co dzień!), itp. A przede wszystkim należy zrezygnować z cukru (w tym fruktozy) w postaci krystalicznej służącego ludziom do słodzenia herbaty i wszelkich innych napojów czy potraw.

To chyba najtrudniejsze z dotychczas podanych zaleceń, ale przyniesie wiele dobrego – tylko początki są trudne, można chwilowo doznać wilczego apetytu, ale po kilku-kilkunastu dniach organizm się przyzwyczaja i apetyt wraca do normy, zyskujemy (prócz większych szans na pozbycie się w dłuższym czasie nadmiarowych kilogramów) na jakości życia. Nagle okazuje się, że zmienia nam się smak, wiele zdrowych potraw (zwłaszcza warzyw) zaczyna nam bardziej smakować, a nie pałamy już miłością do przesłodzonych napojów i posiłków pochodzących z fabryk, a nie natury… Jeśli ktoś po takiej zmianie ma ciągle problemy z niesłodzoną herbatą (warto zadbać o dobrą wodę, odrobinę cytryny), to lepiej niech przestawi się na wodę. W przypadku kawy (prawdziwej, bez dodatku produktów mlecznych), to jeśli jest to jedna filiżanka dziennie – można ją posłodzić na dawnych zasadach. Można od biedy też ratować się ksylitolem, choć raczej jego stosowania nie popieram, bo co prawda uznawany jest za zdrową odmianę cukru z brzozy (w praktyce to nie cukier lecz alkohol, który nie wywołuje objawów upojenia), to raczej korzystanie z niego utrudni nam przestawienie się na mniej słodkie pożywienie występujące w naturze.

 Sen i spokój psychiczny

I na sam koniec jeszcze dwa zalecenia. Zadbajmy o właściwą ilość snu (każdy ma indywidualne potrzeby), to jest okres niezbędny do regeneracji organizmu (nie jedzmy więc przed snem, gdyż proces trawienia sprawia, że mniej jest czasu na regenerację organizmu).

I dość ważna sprawa – zmieńmy nie tylko schematy żywieniowe, ale też sposób spędzania czasu i tego, na co nasz mózg jest narażony – chodzi o unikanie toksycznych informacji z telewizji, należy bezwzględnie zrezygnować z oglądania wiadomości telewizyjnych i programów tzw. społecznych, gdzie dominują negatywne informacje wypaczające w naszym mózgu obraz rzeczywistości. To samo dotyczy czytania wszelkich głównych portali i brukowców! Większość tej wiedzy zupełnie do niczego nie jest nam potrzebna. A jeśli nie potraficie bez tego żyć, ograniczcie się kompromisowo np. do Teleexpressu, to tylko 15 minut dziennie z dawką najważniejszych wydarzeń dnia.

Trudne? Może na początku, ale można i warto się do tych reguł przyzwyczaić, a nagroda w postaci lepszego samopoczucia na pewno będzie u większości osób po kilku miesiącach (czasem już po kilku tygodniach) zauważalna. A to tylko wierzchołek góry lodowej tego, co warto wiedzieć i stosować, aby stać się i być zdrowym człowiekiem! Zapraszam do zapoznania się z drugą częścią cyklu.

Facebooktwitter

9 komentarzy

  1. Asia z mimookolicznosci.pl 30 czerwca 2016 Odpowiedz
  2. Sylwia W. 30 czerwca 2016 Odpowiedz
  3. Agnieszka 18 sierpnia 2016 Odpowiedz
  4. Marta Kraszewska 18 sierpnia 2016 Odpowiedz
  5. blogierka 19 sierpnia 2016 Odpowiedz
  6. Renata 24 września 2020 Odpowiedz
  7. Blog Ozonee 21 czerwca 2021 Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.