Moja podróż przez Europę – podsumowanie

Alpy - podróż przez EuropęDokładnie rok temu o tej porze wychodziłem z domu w nieznane – w podróż. Przyszedł więc czas na podsumowanie mojej wyprawy przez Europę, której celem było zwiedzanie Włoch. Podróż z nad Bałtyku po Adriatyk i to wyłącznie autokarem. Była to tygodniowa wycieczka wynajętym autokarem w gronie szerokiej rodziny (było nas 22 osoby + 3 osoby obsługi).

Wycieczka przypadła na ostatni tydzień sierpnia, zatem trzeba się było liczyć z upałami, choć przewodniczki, które nas oprowadzały po poszczególnych miejscowościach wartych zwiedzania potrafiły doskonale wybierać trasy tak, aby jak najwięcej czasu spędzać w cieniu. I to miało ogromne znaczenie dla naszego samopoczucia.

Zaletą dojazdu do Włoch autokarem, zamiast samolotem, było to, że po drodze sporo ciekawostek zobaczyliśmy. I tak noc w drodze zeszła nam na wygodnych niemieckich autostradach, gdzie w oddali widać było mnóstwo migających świateł – sygnalizatorów elektrowni wiatrowych. Nad ranem mogliśmy zobaczyć np. stadion Bayernu, na którym grał wówczas Robert Lewandowski. A kilka chwil później zobaczyliśmy Alpy – znak, że wkroczyliśmy do Austrii. W takiej niesamowitej górskiej scenerii zrobiliśmy sobie piknik (patrz foto powyżej) i ruszyliśmy dalej, mijając płynnie całą Austrię i wkraczając do Włoch. A tam Alpy przeistoczyły się w nieco mniejsze góry – Apeniny.

Pierwszym punktem docelowym była turystyczna miejscowość Lazise w okolicach Werony, gdzie mogliśmy w środku dnia pierwszy raz skonfrontować się z upałem, zakosztować włoskich lodów i nacieszyć wzrok widokiem gór w oddali widocznych na tle największego w tym kraju jeziora – Garda (widok poniżej):

Lazise nad jeziorem Garda - podróż przez EuropęDrugi dzień, to podróż do Florencji, zwiedzanie jej atrakcji – zabytkowe budowle, wszechobecne rzeźby najznamienitszych twórców, no i pierwszy test prawdziwej włoskiej pizzy w klimatyzowanym lokalu, który pozwolił nam odetchnąć przed dalszymi upalnymi chwilami. Lokale oferujące pizzę w rejonie typowo turystycznym Włoch są dosłownie co kilkadziesiąt metrów. Poniżej przykład architektury – Kościół Świętego Krzyża we Florencji:

Florencja - Kościół Świętego Krzyża (Santa Croce)Nie mieliśmy zbyt wiele czasu na podziwianie Florencji, jako że plan wycieczki był napięty (w sumie całe siedem dni było dość dynamicznych, z niewielką dozą snu – choć tamtejszy klimat sprawiał, że nikt nie czuł nadmiernego zmęczenia). Trzeba było jeszcze przed wieczorem dotrzeć do hotelu w miejscowości Mentana pod Rzymem.

Trzeci dzień wypadał w niedzielę (specjalnie pod ten termin przygotowano cały układ wycieczki), nadszedł więc czas, aby udać się do Watykanu na Anioł Pański, czyli spotkanie z Papieżem (i tym urzędującym, jak i z grobem naszego Jana Pawła II, który znajduje się w Bazylice św. Piotra, którą uwieczniłem na poniższym zdjęciu).

Watykan - Bazylika Świętego PiotraDotarliśmy najpierw naszym autokarem do przedmieść Rzymu, a dalej już metrem i kawałek na pieszo. Oczywiście Watykan nie był atrakcją na cały dzień pobytu, a raczej tylko jego pierwszą część (bo turystom nie udostępniają całości Watykanu do zwiedzania).

Po południu zwiedzaliśmy najciekawsze (z punktu widzenia architektonicznego) miejsca Rzymu, w tym Plac Navona, most nad rzeką Tybr prowadzący wprost do Zamku Świętego Anioła, Schody Hiszpańskie oraz najsłynniejszą chyba w Europie Fontannę di Trevi (tę kojarzoną z wrzucaniem do niej monet – foto poniżej).

Zwiedzanie Rzymu - Fontanna di TreviZmęczeni wracaliśmy do hotelu ze świadomością, że kolejnego dnia do Rzymu jeszcze wrócimy. Ale czwarty dzień wycieczki znów podzielony był na dwie części. Z samego rana czekała nas droga na południe Włoch. Celem tej wycieczki było zwiedzanie klasztoru na szczycie wzgórza Monte Cassino, a także cmentarza poległych pod Monte Cassino (poniżej widok z cmentarza na klasztor), gdzie złożyliśmy kwiaty, a po wzruszających chwilach zwiedzania poszczególnych grobów udaliśmy się do autobusu i wyruszyliśmy do Rzymu.

Cmentarz pod Monte Cassino - zwiedzanie WłochW drugim dniu zwiedzania Rzymu skupiliśmy się na najstarszych budowlach i ich okolicach, mogąc podziwiać plac Wenecki i obok znajdujący się plac na Kapitolu z pomnikiem Marka Aureliusza, łuk triumfalny Septymiusza Sewera i okoliczne starożytne ruiny. Ostatnim punktem programu była wizyta w Colosseum, które na żywo robi wrażenie zarówno wewnątrz jak i z oddali.

Colosseum w RzymieDzień piąty to już wyprawa na północ do nadmorskiej miejscowości wypoczynkowej Jesolo. Zanim dotarliśmy (droga liczyła ponad 500 km), po drodze mieliśmy kilka przystanków, w tym jedyną okazję na dłuższe (ledwie godzinka) zakupy we Włoszech – wybraliśmy hipermarket Auchan, w mojej ocenie w wielu aspektach nasze odpowiedniki tej sieci oferują większy wybór.

Po dotarciu na miejsce, krótkim ogarnięciu się w hotelu, pozostało nam jeszcze trochę czasu na jedyny wypoczynek na plaży podczas całej tej podróży. A dokładniej 2,5 godzinki w popołudniowym słońcu przed kolacją – leżakowanie i kąpiel w ciepłym Adriatyku bardzo nam się przydały, aby odpocząć i nabrać sił na kolejny dzień intensywnego zwiedzania.

Podróż z Rzymu nad Adriatyk - WłochyI ten ostatni, szósty dzień we Włoszech był faktycznie bardzo udany. Z Jesolo wyruszyliśmy statkiem wycieczkowym na prawie godzinną wyprawę na pełnym morzu do naszego punktu docelowego na ten dzień. To Wenecja, miasto zakochanych, dziwne miejsce pozbawione ulic dla samochodów, gdyż te zastąpione są kanałami (patrz poniżej), po których poruszają się gondole i motorówki. Ale pod względem zwiedzania – przepiękne miejsca, widoki, których gdzie indziej nie zobaczymy – jak choćby najładniejsze na świecie wejście do szpitala.

Canal Grande - WenecjaPo spędzeniu kolejnego upalnego dnia wśród wąskich uliczek i kanałów Wenecji, ponownie statkiem wróciliśmy do Jesolo, aby tam zapakować swoje bagaże do autobusu, lecz wcześniej czekała nas jeszcze ostatnia kolacja, a raczej czterodaniowa wieczerza, bo tym razem nie stołowaliśmy się w hotelu lecz w lokalu, gdzie podano nam wiele sycących dań (smaczne przystawki, lazania, mięso wołowe z frytkami, ciekawy, nietypowy kruchy torcik na deser). Jedzenia było tak dużo, że trudno je w sobie było zmieścić, a wszystko wyjątkowo smaczne – w takim nasyconym nastroju, około 20:30 wsiedliśmy do naszego autokaru i wyruszyliśmy w drogę powrotną.

Podczas całej wyprawy autokarem kierowca (jednocześnie kierownik firmy transportowej) starał się umilić nam podróż, dopasowując się do mijanych aktualnie regionów. I tak np. w rejonie Berlina obejrzeliśmy film „Most szpiegów” o wymianie szpiegów między dwoma mocarstwami w czasie zimnej wojny – akcja toczyła się właśnie w tym mieście. Kiedy byliśmy w drodze z Rzymu na północ Włoch, mieliśmy okazję obejrzeć film „Turysta”, którego akcja toczy się w Wenecji. W głośnikach była też i odpowiednia muzyka – jodłowanie w Tyrolu, włoskie szlagiery w Italii.

W drodze powrotnej Alpy minęliśmy w nocy, czego trochę nam było szkoda, bo to wyjątkowe widoki, które nam umknęły. Mogliśmy je za to poczuć innymi zmysłami, gdy w środku nocy zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej – po tygodniu upalnej pogody uderzył nas zimny, górski klimat. Większość drogi przespaliśmy w autokarze (tym razem trasa prowadziła nie przez Niemcy lecz Czechy), a rano po dojechaniu do Polski, czekało na nas w przydrożnym zajeździe polskie śniadanie, jakże inne od lekkiego włoskiego hotelowego 🙂

Później jeszcze kilka godzin przeplatanych seansami kilku polskich komedii i pod Poznaniem z wielkim zajeździe – kolejny wypasiony posiłek. Na północ Polski dotarliśmy w okolicach godziny osiemnastej. 21,5 godziny nie zrobiło jakiegoś wielkiego wrażenia – ale to dzięki super dopracowanym miejscom postojowym i posiłkom po drodze, wygodnemu autobusowi z klimatyzacją, kawą, herbatą, filmami dla rozrywki (no i nie bez znaczenia był fakt, że każdy miał do dyspozycji 2 wygodne regulowane miejsca). Jak widać podróż z pominięciem samolotu i wszystkiego, co się z lotniskami wiąże, też może być ciekawa – zwłaszcza gdy jedzie się dużym gronie rodzinnym – taka wycieczka marzenie 🙂

Po powrocie do mojego rodzinnego Szczecina pierwsza wyprawa do centrum miasta uzmysłowiła mi (oprócz temperatury jakieś 10 stopni niższej u nas mimo pogodnego dnia), jak bardzo we Włoszech dbają o sprzątanie w miejscach obleganych przez turystów. Są tam tłumy ludzi, ale panuje względna czystość, czego nie uświadczyłem w centrum mojego miasta, gdzie za każdą klatkę odpowiada inna osoba czy administracja i jest raczej brudnawo, zaniedbanie, żeby nie wspominać już o psich kupach na chodnikach…

W poszczególnych wpisach, do których tu linki umieściłem, opisałem wszystko znacznie szerzej, oprócz masy zalet podkreśliłem i kilka wad pobytu w tym turystycznym kraju – ogólnie jednak podróż warta polecenia, choć optymalnie miesiąc należy wybrać ciut chłodniejszy 🙂

Facebooktwitter

15 komentarzy

  1. Sylwia 29 sierpnia 2017 Odpowiedz
  2. Joanna 29 sierpnia 2017 Odpowiedz
  3. Świat Toli 29 sierpnia 2017 Odpowiedz
  4. Martyna 30 sierpnia 2017 Odpowiedz
  5. SoSimply 30 sierpnia 2017 Odpowiedz
  6. patrycja 31 sierpnia 2017 Odpowiedz
  7. Kate Traveller 31 sierpnia 2017 Odpowiedz
  8. Julia 2 września 2017 Odpowiedz
  9. Tomasz 7 września 2017 Odpowiedz
  10. Aneta 8 września 2017 Odpowiedz
  11. Dyrdymała 8 września 2017 Odpowiedz
  12. Klaudia 2 marca 2018 Odpowiedz
  13. Piotrek 31 marca 2018 Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.