Cykl ten powstał w epoce pandemii koronawirusa i można go uznać za pewien rodzaj dokumentacji historycznej prawdy, jaka w wąskim zakresie przebijała się do mediów głównego nurtu w natłoku absolutnej propagandy masko-szczepionkowej opartej w zbyt dużym stopniu o testy PCR, które nie powinny być wyznacznikiem diagnostycznym.
Manipulację danymi opisałem już w kwietniu 2020 roku, gdzie zaproponowałem średnią ruchomą uwiarygodniającą mocno zmienne wartości dziennych wyników, którą w swych statystykach władze zaczęły stosować dopiero po około 9 miesiącach.
Wszechobecna w tym okresie stała się szamotanina władz krajowych chcących wprowadzać wszystko co Narodowe (w tym tymczasowe szpitale za ogromne pieniądze, zamiast skorzystać z lokalnych zasobów prywatnych szpitali), zakaz stosowania tanich i bezpiecznych środków, które mogłyby uratować tysiące Polaków… W zamian wstrzymywano leczenie pacjentów innych niż covidowi! Więc i tacy chorzy w końcu też zaczęli w nadmiarze umierać…
To okres, kiedy ludziom chcącym propagować zdrowie zamykano usta, wprowadzano subiektywną cenzurę w niewygodnych tematach w największych światowych mediach jak youtube czy facebook.
Na początku pandemii zaskoczył mnie fakt, iż nikt nie stosuje powszechnej we wcześniejszych epidemiach wirusowych procedury typu nasączona dezynfekcyjna mata (na lotniskach kiedyś każdy musiał przez nią butami przejść, a na granicach samochody przejechać). Za to wprowadzono modę na maseczki i płyny dezynfekujące dłonie. Po roku amerykański urząd CDC oznajmił, że to nieustanne pucowanie klamek, przycisków w windach itd. nie jest takie ważne, bo istnieje nikłe prawdopodobieństwo zarażenia się w ten sposób. A kiedy do nas dotrze ta wiedza? Ile jeszcze osób zniszczy sobie dłonie tymi żrącymi środkami? No ale przecież to raj dla dermatologów…
Z maseczkami też różnie bywało, dochodziło do tego typu absurdów, że w niektórych regionach świata nakazywano nosić dwie jednocześnie! A tymczasem w rozsądnej Szwecji, gdzie cały czas była duża dobrowolność w stosowaniu restrykcji, w niektórych miejscach wręcz zakazano stosowania maseczek w szkołach.
Podobnie jak z matami postąpiono z systemami dezynfekującymi przy użyciu ultrafioletu (lampy wykorzystujące fragment pasma światła słonecznego podobnie jak w solarium) – deprecjonowano ich skuteczność, aż tu nagle po roku okazuje się, że całkiem dobrze sobie te systemy radzą (choć nikt 100% gwarancji nigdy nie daje, to znacząca redukcja takiego wirusa ma duży sens np. w miejscach użyteczności publicznej typu przychodnia – zamiast tego lekarze odcięli się od pacjentów, wymyślając teleporady).
O szczepionkach raz jeszcze
Zwolennicy szczepionek w pierwszym kroku powinni zapoznać się informacjami na temat różnicy między odpornością komórkową a poziomem przeciwciał ochronnych. Zachwycanie się poziomem przeciwciał może okazać się złudne, jeśli ktoś nie dba o całokształt układu odpornościowego.
Już w grudniu 2020 roku przed rozpoczęciem szczepień sygnalizowałem, że w dokumentacji producentów szczepionek są wyraźne zapisy o przeciwwskazaniach i skutkach ubocznych. I co? Władze w mediach zaczęły przekonywać, że takich przeciwwskazań nie ma, a skutki uboczne zamiast nazywać objawami niepożądanymi zaczęto omawiać jako „dobre, bo pokazują, że szczepionka działa”! I ludzie to łyknęli! Podobnie jak nowomowę w stylu chorzy bezobjawowi (kiedyś mawiało się nosiciele wirusa, ale pewnie to nie pasuje swą definicją do obecnej sytuacji)…
Za to wszyscy pomijają najważniejszy fakt, iż badania III fazy nad szczepionkami już stosowanymi jeszcze się nie zakończyły (stan z kwietnia 2021 roku) i dopuszczono je do stosowania WARUNKOWO! I jak to jest? Aby lek wypuszczono na rynek, należy przejść wszystkie fazy, trwa to zwykle około 10 lat, a dopuszczony zostanie tylko jeśli uznany zostanie za bezpieczny (z niewielką liczbą opisanych statystycznie objawów niepożądanych określanych czasem jako skutki uboczne). Stosuje się tu zasadę ograniczonego zaufania w myśl reguły: po pierwsze nie szkodzić.
Z kolei przy szczepionkach przeciw koronawirusowi dopuszczono je w trakcie trwania III fazy badań i argumenty przy pojawiających skutkach ubocznych rozstrzyga się na korzyść produktu… Nie ma już reguły ograniczonego zaufania. Nikt nie potrafi nawet stwierdzić, jak powinien wyglądać dowód, że dana szczepionka po jej podaniu (i w jakim okresie od podania) doprowadziła do śmierci lub poważnej choroby. Dlatego wszystkie takie przypadki uznaje się za koincydencję (mądre nazwanie rzekomej przypadkowości dwóch zdarzeń)… I tak oto mądrzy (może raczej mądralińscy) lekarze w mediach stwierdzają: brak jest badań naukowych potwierdzających występowanie tego typu skutków ubocznych. Tymczasem powinno się używać sformułowań typu: brak jest badań naukowych zaprzeczających występowaniu danego skutku ubocznego (np. śmierci czy zakrzepicy prowadzącej do śmierci) po zaszczepieniu.
I tu ciekawostka – mała liczba zgłoszeń o powikłaniach (w stosunku do rzeczywistej) wynika z wielu przyczyn, jedną z nich opisał lekarz, który próbował dokonać takiego zgłoszenia. Formularz był na tyle nieprzyjazny, że niejednemu lekarzowi odechce się w przyszłości powtarzania takich czasochłonnych procedur.
A fakty powoli dopiero wychodzą na wierzch, i tak przykładowo Pfizer już sygnalizuje, że szczepionka stanie się najprawdopodobniej coroczną sezonową jak te wcześniejsze na grypę.
AstraZeneca – mamy problem?
Marzec 2021 roku okazał się przełomowy dla szczepionki tzw. oksfordzkiej nazywanej AstraZeneca – znanej w Polsce jako szczepionka dla nauczycieli (sam słyszałem od jednej z koleżanek, że w noc po szczepieniu pierwszą dawką cytuję „myślałam, że umrę” – tak ciężko ten zabieg przechorowała, tu jeden z przykładów publikacji na temat zbiorowego przechorowania). Wiele krajów nie tylko w Europie postanowiło wstrzymać stosowanie tej szczepionki na czas wyjaśnienia wątpliwości.
A już w kwietniu Niemcy zauważyli, że ta szczepionka traci na skuteczności po 12 tygodniach i mają zamiar nie używać jej jako drugiej dawki. Rozważają – jaką inną użyć zamiast AstraZeneca. W USA nie dopuścili jej do użytku, Dania wycofała ją całkowicie, a UE postanowiła nie przedłużać umowy o jej zakup na 2022 rok (podobnie jak w przypadku Johnson & Johnson).
Przy okazji nie pierwszy raz zacytuję wypowiedź (z 2020 roku) członka zarządu AstraZeneca, producenta szczepionki:
„Jako firma po prostu nie możemy ryzykować, jeśli za … cztery lata szczepionka wykaże skutki uboczne”
Producenci boją się tego, co faktycznie będzie się dziać w dłuższym czasie i dlatego tak dbają przy podpisywaniu umów z krajami, aby zwolnić ich z wszelkiej odpowiedzialności. Jeden z krajów Południowej Ameryki odsłonił nieco wiedzy na temat negocjacji, jego urzędnik określił żądania firmy Pfizer jako „zastraszanie na wysokim szczeblu” i powiedział, że rząd czuje się, jak „trzymany dla okupu” w celu uzyskania dostępu do szczepionek ratujących życie.
Jeśli ktoś ma wrażenie, że rozpisuję się tu o teoriach spiskowych, to więcej na ten temat znajdzie w moim poprzednim wpisie.


W obecnych czasach chyba już nie wiadomo w co wierzyć. Ludzie umierają to fakt w większości na COVID, bo tez na nic innego nie chcą leczyć, bo służba zdrowia niewydolna. Rządzący się gubią od samego początku. O ile na początku było to bardziej zrozumiałe, bo nowość o tyle teraz naprawdę poplątali się w wypowiedziach. A większość wypowiedzi to jakiś ekspert anonimus… ciężki temat. Myśle, ze każdy z Nas chciałby wrócić do czasów sprzed pandemii.
Aneta ostatnio opublikował…Dlaczego ona tak krzyczy? Co za wredna matka!