Zirytowałem się, kiedy zobaczyłem w telewizji rozmowę z ekspertami, w której dziennikarka (która żyje z raportowania informacji budzących emocje – zwykle te negatywne) stwierdziła: „Liczba zakażonych koronawirusem stale rośnie, kiedy możemy spodziewać się spadku tej liczby?”.
Pytanie jak każde inne zadawane przez laika, ale odpowiedzi ekspertów z tytułem doktora lub nawet doktora habilitowanego w stylu „Nie wiemy, to jeszcze za wcześnie, żeby móc stwierdzić” pokazują, że nawet takim naukowcom nie chce się tłumaczyć i studzić na wizji emocji reporterki… A może i oni pojęcia o analizie statystycznej za dużego nie mają?
Statystyka królową manipulacji
O co chodzi? O metodologię publikowanego i stale aktualizowanego wykresu skumulowanej liczby zakażonych. Słowem kluczowym jest skumulowana, co przekłada się na budowę sumacyjną wykresu – ostatni punkt na wykresie jest zawsze najwyżej, bo jego wartość jest sumą wszystkich poprzednich odczytów dziennej liczby nowo zdiagnozowanych przypadków.
Wykres skumulowany NIGDY nie będzie spadkowy, gdyż liczba nowo zdiagnozowanych nie może być ujemna! To samo dotyczy np. niezerowej liczby zachorowań na odrę (ledwie kilkanaście zdiagnozowanych w pierwszych miesiącach 2020 roku, więc media o tym nie trąbią – wszak szczepionka jest, a żadni antyszczepionkowcy nie spowodowali jakiejś lawiny zachorowań, co jeszcze na początku 2019 roku było na czołówkach mediów – kto dziś o tym pamięta?).
A jaki wykres jest prawidłowy i dlaczego główne media go nie publikują? Logika się kłania. Są 3 możliwości:
1) nowo zdiagnozowani faktycznie powiększają pulę sumacyjną ogólnej liczby zakażonych (ale czy chorych, skoro większość przechodzi infekcję bezobjawowo?);
2) część z tej grupy umiera (praktycznie wyłącznie na choroby współistniejące, o czym próbują przekonywać patomorfolodzy, o czym już wspominałem wcześniej) – ludzie umierali i umierać będą, ba taka jest natura istot żywych, a to że np. w marcu 2020 w Polsce zmarło ponad 4100 osób mniej niż w tym samym okresie 2018 roku jakoś mało kto zauważa;
3) od pewnego czasu publikowane są statystyki ozdrowieńców (takich prawie zdrowych, gdzie stan znacznie się poprawił i tych już w pełni zdrowych).
Poprawny wykres powinien prezentować dzienną liczbę aktywnych chorych a nie sumę zdiagnozowanych zakażeń. Zatem od tej sumy należy odjąć zmarłych i ozdrowieńców, wtedy wykres (patrz poniżej, aktualne dane do dnia 30.04.2020 włącznie, różnica między tym wykresem a skumulowaną liczbą zakażonych to ponad 47%) będzie miał prawo kiedyś zawrócić w dół – tylko dlaczego nie znajdziemy takiego wykresu na WP czy Onecie? Przynajmniej w marcu i kwietniu 2020 tego nie zauważyłem, stąd ten mój wpis…
Jest oczywiste, że dane wzrastającej liczby ozdrowieńców są opóźnione o jakieś 3 tygodnie względem pierwszych zdiagnozowanych zarażonych, bo trzeba tyle poczekać na przebycie całej choroby przez pierwszych zainfekowanych. Co ciekawe Ministerstwo Zdrowia nie podaje jakoś liczby ozdrowieńców, znamy ją tylko dzięki publikacjom WHO.
Wszyscy pytają o ten szczyt zachorowań. Można go rozpatrywać z punktu widzenia powyższego wykresu, lub przewidywać poprawę na podstawie prognoz tendencji dziennej liczby nowo zdiagnozowanych zakażonych (patrz poniżej).
Ale i tu statystyka nie jest łatwa do interpretacji. Słupki dzienne są mocno poszatkowane (raz wyżej, raz niżej), a wynika to z kilku powodów. Po pierwsze nie ma idealnego systemu odczytów (raporty zbiorcze dla Polski są zwykle aktualizowane 2 razy dziennie ale nie o stałych porach). Po drugie wynik zależy od czynników takich jak zmienna liczba dziennych testów (stąd mniejsze słupki w czasie dni świątecznych), a także od testów zbiorczych z głównych ognisk zapalnych (np. DPSy dawniej nazywane po prostu domami starców). Są i takie powody jak fałszywie dodatnie testy (których mimo potwierdzeń nikt ze statystyk usunąć nie chce) – o tym dosadnie wypowiada się główny ekspert TVNu, proszczepionkowiec dr Paweł Grzesiowski tutaj oraz w tym wywiadzie).
Każdy statystyk wie, jak zmniejszyć wpływ czynników zakłócających dzienne odczyty, najprostszym sposobem może być użycie filtra wygładzającego wykres np. przez użycie średniej arytmetycznej z 3 dni (uwzględniamy jeden poprzedni i następny dzień). Prawda, że rozsądniej wygląda poniższy wykres w porównaniu z wcześniejszym?
Można mieć wiele wątpliwości co do poprawności raportowanej liczby wyników testów (no i samej wiarygodności testów), w tym jak się to ma do całej populacji, ale przynajmniej z wykresów pierwszego i trzeciego coś da się wywnioskować. A optymistyczne jest to, co poniżej postanowiłem dorzucić, dlatego warto doczytać do końca.
Najlepsze zostawiłem na koniec
Nieśmiało pojawiały się już w mediach teksty o tym, że istnieje (znów na podstawie statystyk) bezpośredni wpływ poziomu zanieczyszczeń powietrza na liczbę zachorowań z rzekomego powodu pozytywnego testu na koronawirusa. Teraz potwierdzono to badaniami już nie tylko statystycznymi, że koronawirus znajduje się w tzw. pyle zawieszonym – gdyby tak przebadano jeszcze ludzi na setki innych wirusów (i trucizn typu glifosat), pewnie by się okazało, że koronawirus to tylko drobna cegiełka w całej tej układance sprzyjającej umieralności z powodu postępu cywilizacyjnego.
Idąc dalej śladem aktualnych badań nad koronawirusem okazało się, jak silna jest zależność poziomu witaminy D3 w organizmie na przebieg przechorowania infekcji u osób ze zdiagnozowanym koronawirusem. Okazuje się, że wśród osób posiadających nie mniej niż 30 ng/ml przebieg infekcji był łagodny u 96% przypadków, w odróżnieniu od osób mających niższy poziom witaminy D3 (test z krwi 25(OH)-D3 można wykonać prywatnie za cenę około 10 razy niższą niż cena testu na koronawirusa).
„Wirus nie zniknie latem” oraz „Jesienią czeka nas druga fala zachorowań” – jak połączyć dwa niby sprzeczne opinie Ministra Zdrowia i jemu podobnych wróżbitów? No właśnie powyżej cytowane wyniki badań to uzasadniają, a to nie żadna nowość, że poziom tej witaminy ma zbawienny wpływ na naszą odporność, a uaktywnia (syntetyzuje) się ona u nas pod wpływem słońca. O zaletach plażowania już wcześniej pisałem. Również poziom selenu może mieć znaczenie, dlatego warto spożywać np. (namoczone wcześniej) orzechy brazylijskie (zależnie od ich wielkości zaledwie kilka sztuk dziennie wydaje się być wystarczające dla zdrowego człowieka).
Wobec powyższych informacji może Minister Zdrowia przemyśli jeszcze raz przymus szczepienia, kiedy tylko jakaś szczepionka się pojawi? A zamiast tego przymusu wprowadzi jedynie rekomendację i da wybór ludziom, o co apeluje bioetyk ks. prof. Piotr Kieniewicz.
Ja z kolei apeluję do Ministra Zdrowia, który każdego dnia przeprowadza tak ochoczo konferencje prasowe, aby po wprowadzeniu rekomendacji o szczepieniu (po sprowadzeniu niby bezpiecznej szczepionki) w całości na wizji odczytał fragmenty ulotki (przetłumaczonej z oryginału przez tłumacza przysięgłego) określane jako Działania niepożądane oraz Ostrzeżenia i środki ostrożności. To tak dla pewności Polaków, bo nikt im nie daje do ręki takiej ulotki przed dowolnym szczepieniem!
A my po prostu udajmy się na plażę i z rozsądkiem korzystajmy ze słońca, dbajmy o dobrą żywność i właściwą dawkę ruchu – a strach przed wirusami zostawmy mediom, najlepiej wyłączając telewizory.


Świetny artykuł. Mnie ten temat zawsze ciekawił. M.in. dlatego też nie oglądam w ogóle TV, a wiadomości w radiu często przełączam. Wszystkie informację czerpie z oficjalnych źródeł typu rządowe strony, itp.
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do mnie