Przez 7 lat blogowania zebrało się trochę wpisów, gdzie umieszczałem opisy (wraz z indywidualnymi odczuciami smakowymi) różnych owoców, które w większości nie rosną w naszych warunkach klimatycznych. Te teksty stanowią na moim blogu dużą część wizyt czytelników, którzy dotarli tu z wyszukiwarki google (każdy link prowadzi do szerszego opisu zwłaszcza z informacją – jak jeść takie owoce i jak smakują).
Warto tu pamiętać o prostej zasadzie, że daleki transport, to zwykle większa potrzeba konserwowania chemicznego np. skórki takich owoców, czego przykładem jest opis znanych wszystkim mandarynek.
Różne oblicza bananów
Mowa tu o mniej lub bardziej znanych owocach egzotycznych. Przykładowo każdy dobrze zna i lubi banany, ale są ich też rzadziej spotykane odmiany. Np. czerwone banany (czasem wyglądające jak brązowe – mowa o skórce) – w tym przypadku wiele osób poszukuje informacji, kiedy są one zdatne do spożycia, czyli w pełni dojrzałe. Z moich obserwacji wynika, że najpewniej wtedy, kiedy widać na skórce pierwsze czarne cętki. Do tego czasu powinny w domu trochę poleżakować (nawet około 2 tygodnie, jeśli w sklepie była świeża dostawa). Jeszcze dłużej (nawet 4 tygodnie) potrafią dojrzewać do postaci miękkiego w miarę słodkiego owocu plantany, które dla niektórych osób niecierpliwych wykorzystywane są jako niedojrzałe, ale za to do wstępnego ich podsmażenia.
Powyższe gatunki bananów dostępne są w różnych porach roku (zwykle w dużych marketach). Bardziej sezonowo (zwykle na przełomie czerwca i lipca) spotkać możemy taką bombę witaminą jak jagoda kamczacka. To oczywiście okres wspólny wielu naszych sezonowych owoców, które znamy z targowisk i o nich wspominać nie muszę.
Kiedy zakończy się letni sezon na lokalne owoce, spróbuj czegoś egzotycznego
Z końcem naszego lokalnego wakacyjnego sezonu pojawiają się (wrzesień/październik) świeże figi, zazwyczaj sprzedawane na sztuki, jak większość owoców egzotycznych. W odróżnieniu od suszonych, nie są aż tak słodkie, choć nie należą one do moich ulubionych w tym okresie. Zdecydowanie bardziej wolę soczyste i słodkie owoce kaki (sharon/persymona). Ich główny sezon (na sklepowych półkach w większości marketów) jest między październikiem a początkiem lutego. To mój nr 1 jak na zimę. W podobnym okresie, choć rzadziej, możemy trafić na owoc cherimoya (czerymoja), po przekrojeniu (i nieco w smaku) zbliżony do gruszki. Główną jego wadą są duże, twarde i niejadalne pestki w niemałej ilości, dlatego choć smaczny, nie przypadł mi do gustu na częstsze zakupy.
W późniejszym okresie (choć są dostępne zwykle przez cały rok) – czyli całą wiosnę jako nr 1 mogę polecić mango lotnicze (dużo droższa wersja, niż to zielone coś sprzedawane w hipermarketach o niby tej samej nazwie mango), czasem z naklejką: gotowe do spożycia.
Kolejną ciekawostką są owoce pitaja w wersji żółtej lub różowej – całkiem smaczne z umiarkowaną jak na egzotykę cenę (choć w okresie od 2020 prawie wszystkie te rzadziej spotykane owoce drastycznie podrożały, w odróżnieniu od bananów i tym podobnych klasycznych). Jest to coś nietypowego dla przeciętnego Polaka, choć może w drobnym stopniu smak przypominać kiwi. Warto spróbować! Może być (jako niezwykle barwny) dobrym dodatkiem do ciast, deserów lodowych.
Podobnie dekoracyjną cechą charakteryzuje się (po przekrojeniu w postaci gwiazdki) karambola. jest soczysta o słodko-kwaśnym, cierpkim smaku nieco przypominającym mi smak agrestu.
Większość omawianych powyżej owoców (pomijając jagodę kamczacką) jest raczej przyjemnie słodka. Z kolei marakuja to owoc niezwykle orzeźwiający, ale przy tym kwaskowy jak wiele cytrusów. Mały, tani (gdy trafimy na promocyjną cenę), godny więc polecenia na przynajmniej jedno spróbowanie w okresie, kiedy tęsknimy za letnim sezonem na nasze lokalne czereśnie czy truskawki.
W kolejnym wpisie przedstawiłem aż 2 mało znane owoce. Sprzedawany w dziwnych koszyczkach physalis wart jest spróbowania przynajmniej raz ze względu na unikatowy smak. Drugim owocem jest rewelacja smakowa – mangostan (nie mylić z wcześniej wspomnianymi owocami mango). Niestety (i praktyka to potwierdza) owoc należy do zbyt trudnych w transporcie, żeby na polskich półkach zachować świeżość. Zwyczajnie pleśnieje w środku, choć z zewnątrz jest to nie do zauważenia. A ze względu na wysoką cenę – nie polecam podjęcia ryzyka (chyba że ktoś np. jest na wycieczce w Azji i tam na targu na nie trafi – wtedy warto kupić!).
Jedynym niewypałem wśród do tej pory wykonanych eksperymentów smakowych był owoc o nazwie feijoa. Może miałem pecha i trafiłem na jakiś felerny egzemplarz, ale raczej wątpię i nie polecam wydawania na to pieniędzy – no chyba że ktoś lubi dziwne smaki.
A może soki z owoców egzotycznych?
Oprócz świeżych owoców – dokonałem też dwóch testów soków z egzotycznych, a uznawanych za wyjątkowo prozdrowotne, owoców – mowa o soku z noni oraz soku z acai. W tym drugim przypadku smak był dużo lepszy, jednak trzeba uważać przy zakupie, bo zwykle za niską ceną idzie też kiepska jakość niby tak samo nazywanego soku.
Podsumowując: traktujmy owoce z dalekich krajów, a sprowadzone do Polski raczej jako smaczny wyjątek spożywany od czasu do czasu w okresie poza latem, a nie żeby się nimi codziennie opychać. Po pierwsze nie zawsze są to tak smaczne odmiany, jak te, które rosną lokalnie w dalekich krajach (a do tego mocno pryskane chemią), a po drugie zimą zwykle działają one na nasz organizm wychładzająco, co dla wielu osób jest niekorzystne.


Warto spróbować od czasu do czasu nowych smaków, ale jasne, nie smakują tak dobrze jak w krajach swojego pochodzenia. To dobry pomysł na spotkanie z przyjaciółmi i wspólne smakowanie
Blog Ozonee ostatnio opublikował…5 skutecznych trików modowych, jak dodać sobie optycznie wzrostu