Wielu czytelników zapewne uzna, że współczenie internetowe dostępy do seriali (typu Netflix) czy oferta filmów pełnometrażowych w ramach usług VoD to lepsze rozwiązanie od typowej telewizji, bo ponoć w niej nic nie ma.
Każde z rozwiązań ma jednak swoje wady i zalety. Ja korzystam umiejętnie z każdej możliwości, przy czym głównie z kablowej telewizji cyfrowej (więcej o moich perypetiach z siecią Multimedia tutaj) wspieranej dekoderem z dyskiem twardym. Umożliwia to nagrywanie (np. całego sezonu serialu) i późniejsze oglądanie z pominięciem reklam. Wybrałem to rozwiązanie, bo jeden dostawca oferuje mi dużo ponad setkę kanałów TV (w tym kilka pakietów kanałów premium), a do tego internet i telefon. Ale też z powodu tego, iż preferuję polskie produkcje, jak choćby krajowe seriale sensacyjne.
Kiedyś napisałem o tym, jak to brakiem szacunku wykazuje się nasz narodowy nadawca TVP, potem kontynuowałem cykl, irytując się zachowaniem właścicieli stacji SciFi. Dziś do tego dołączę kanał, który już niejednokrotnie zirytował mnie swoimi działaniami w zakresie rezygnowania z emisji serialu w połowie (i nie chodzi tu nawet o brak kontynuacji kolejnych sezonów, a zwykłe urwanie w połowie sezonu danego serialu).
Mowa o stacji TVN7, która kolejny raz zawiodła mnie – tym razem rezygnując z serialu (ich własnej produkcji!) „Singielka” po 2 tygodniach emisji (od poniedziałku do piątku). Początkowo zachowałem ostrożność, nagrywałem pierwsze odcinki na dysk przez pierwsze 2 tygodnie, a kiedy dostrzegłem w gazecie telewizyjnej, że w kolejnym tygodniu też będzie emisja, to uznałem, że serialu nie przerwą i obejrzałem dotychczas nagrane 18 (z bodaj 198 wyprodukowanych) odcinków i tu nastąpił zwrot akcji. Bo dokładnie w tym momencie od trzeciego poniedziałku (wbrew temu, co nadawca przekazał do druku producentowi To i Owo) zaprzestano nadawania tego serialu, żenada!
Ściąganie z anteny własnej produkcji? I to już któryś raz z rzędu na coś takiego trafiłem na kanale TVN7. To przelało czarę goryczy (pomijam już niepunktualność rozpoczynania kolejnych odcinków z powodu wszędobylskich reklam) – od tej pory kanał TVN7 jest dla mnie numerem 1 na czarnej liście! Więcej tam nie zajrzę. To dlatego preferuję nagrywanie najpierw całego serialu, a potem jego oglądanie, ale przy 198 odcinkach to było nierealne…
Odnoszę wrażenie, że większość stacji (a nie tylko wymieniony tu kanał) podobnie traktuje widza – bardziej jako bezkształtną meduzę bezmyślnie skaczącą pilotem z jednego kanału na drugi, która ma wyłącznie przyklejać się do ekranu najlepiej w trakcie reklam. Ja mówię dość! Widza trzeba szanować!
Kroś powie, że w internecie to takie rzeczy nie mają miejsca… Ale czy aby faktycznie? A nie zdarza się platformom oferującym seriale zdejmować je co pewien czas z oferty? Bo niby każdy miał szansę je już obejrzeć, ale co z tymi, którzy byli w połowie odcinków? Też mogą się naciąć…
W ubiegłym roku wspominałem o ciekawostkach dotyczących internetowej dystybucji wideo, od tamtej pory nieco się zmieniło. Youtube nadal próbuje emisji podwójnych reklam, ale złagodzili nieco opcję, bo po 6 obowiązkowych sekundach pierwszej reklamy i użyciu przycisku Pomiń, nie mamy już przeskoku do drugiej reklamy (mały sukces!). Niestety nie można mówić o pozytywach w odniesieniu do Netflixa, który testuje na potencialych widzach nowe (wyższe) ceny swojej oferty! A wszystko to za sprawą nagłego opuszczenia polskiego rynku przez jego wielkiego konkurenta Showmax!