Jakiś czas temu obiegła media informacja, która była krótką medialnie i kiepsko wyjaśnioną ciekawostką. Otóż chodzi o wprowadzenie refundacji leków wyprodukowanych na bazie konopi indyjskich. Leki te zwykle produkuje się jako wyciąg z oleju konopi, a ten pozyskuje się raczej nie z suszu nadającego się do palenia zwanego marihuaną (w ostateczności można sam taki olej wyprodukować na bazie suszu, jeśli ktoś potrafi). Tymczasem wszystkie tytuły prasowe pisały o medycznej marihuanie, nawet materiały w Teleexpressie pokazywały w tle relacji susz nadający się do palenia… Nie tego dotyczyło to rozporządzenie!
Owszem, istnieje pojęcie leczniczej czy też medycznej marihuany i stosowana jest ona już w około połowie stanów USA na receptę według wskazań lekarza. Można ten towar kupić normalnie na stoisku w szpitalach i to faktycznie jest marihuana do palenia, która daje wiele pozytywnych działań np. przeciwbólowych, ale też skutek uboczny w postaci odurzenia, jak po narkotykach.
U nas nie było w tym medialnym okresie o tym mowy, a jedynie o normalnych lekach, w których znajduje się jedna lub np. dwie substancje czynne będące wyciągami z konopi, która takich substancji posiada blisko setki wstępnie przebadanych.
W ciężkich chorobach, gdzie nie ma innych leków skutecznych, stosuje się leki, które zawierają składnik CBD lub THC, czasem oba te składniki, co ponoć daje najlepsze efekty terapeutyczne. Używanie i handel wyciągami (olej) z konopi siewnych (a nie indyjskich) o różnym stężeniu CBD są w Unii Europejskiej legalne, gdyż ten składnik nie ma działania odurzającego (narkotycznego), niestety w przypadku THC (uzyskiwanego z konopi indyjskich) jest inaczej, tu panują ścisłe restrykcje, bo to ta substancja odpowiedzialna jest za bycie na haju 😉 W niektórych chorobach samo CBD jest nieskuteczne i dopiero leki z THC się sprawdzają i tu jest większy problem – nie można tego kupić legalnie na wolnym rynku.
Ale wróćmy do tych medialnych tekstów, o których na drugi dzień już wszyscy zapomnieli. Co można było wyczytać? Treści oczywiście poszerzyłem o własne analizy literatury, żeby miało to ręce i nogi. Jak na razie w Polsce dopuszczono do obrotu tylko jeden produkt leczniczy zawierający w swoim składzie kannabinoidy, to Sativex, który jest stosowany w leczeniu stwardnienia rozsianego. Jest to lek w postaci aerozolu stosowanego doustnie, jak podano na ulotce to właśnie połączenie CBD z THC: „Każde 100 mikrolitrów aerozolu zawiera 2,7 mg Delta-9-tetrahydrocannabinolum + 2,5 mg Cannabidiolum”. Ale problem w tym, że leki tego typu mogą być skutecznie stosowane też na inne choroby (nowotwory, padaczka lekooporna) i tu już nie ma w Polsce wprost wskazań do stosowania tego typu leków w takich chorobach…
Zatem co z tego, że nowa władza postanowiła refinansować (sprzedając pacjentowi drogi lek za 3,20 zł, na którym zagraniczne koncerny zarobią krocie)? Niewiele to zmienia, bo działania systemowe są beznadziejne. Dopóki bezwładność urzędnicza nie zostanie zlikwidowana, w tym kraju nic się nie poprawi! Tak, to prawda, co klasyk Sienkiewicz stwierdził: to państwo istnieje tylko teoretycznie…
A o co chodzi z tymi urzędasami? Otóż przede wszystkim ta nowa zgoda na refinansowanie dla innych leków opartych o konopie indyjskie dotyczy tych preparatów, które wpierw muszą uzyskać pozwolenie na dopuszczenie do obrotu. Pozwolenia takie wydawane po przeprowadzeniu oceny leku pod względem jakości, skuteczności i bezpieczeństwa stosowania przez prezesa Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych. No w miarę logiczne, pytanie tylko, kto za te badania płaci, czy tylko wtedy są robione, jeśli jakiś producent będzie chciał wejść na krajowy rynek? Powiedzmy, że nawet tak jest, w końcu producent takiego farmaceutyku ma mnóstwo kasy, którą odbije sobie z handlu po wysokich cenach swoich leków, a za refundowanie zapłacimy my Polacy w podatkach. To jeszcze nie tak istotne.
Większy problem, to machina biurokratyczno-medyczna. Aby sprowadzić tego typu lek z zagranicy, konieczne jest odpowiednie zapotrzebowanie, które wystawia lekarz prowadzący leczenie, a potwierdza krajowy lub wojewódzki konsultant z danej dziedziny medycyny. Jest ono ważne przez 60 dni od terminu wystawienia – tym czasie musi wpłynąć do Ministerstwa, gdzie trzeba czekać!
Ale chwila! Na początku jest lekarz, ilu z nich ma wiedzę na temat takich leków? Niewielu, ba nawet niewielu ma ochotę się dokształcić w tym zakresie – na szkolenie zorganizowane w Polsce w 2015 roku przybyła ledwie garstka najbardziej zainteresowanych – prawdziwych lekarzy… A ci prawdziwi lekarze i tak zwyczajnie boją się o swoje życie zawodowe, czyli o możliwość odebrania im prawa wykonywania zawodu, na co czyha bezczelna w takich przypadkach Krajowa Izba Lekarska… Wspomniane szkolenie prowadzone było przez pioniera w Polsce, stosującego leki z wyciągiem z konopi (z powalająco wysoką skutecznością) u dzieci z lekooporną padaczką – Marka Bachańskiego. Co się stało, gdy jego eksperymentalna terapia wyszła na światło dzienne? Bachański został dyscyplinarnie zwolniony z pracy w warszawskim Centrum Zdrowia Dziecka! Interesowała się tym prokuratura, zarzutów żadnych nie postawiono, został z nich oczyszczony, ale i tak najlepszego fachowca nie przywrócono do pracy na tym samym stanowisku, ale może prowadzić jedynie prywatną praktykę na własną rękę… Czy w takiej atmosferze jakiś lekarz zaryzykuje przepisanie takiego leku?
Wystarczy dodać, co przekazano w nagłaśnianym medialnie oświadczeniu „Każda zgoda wydana w tym trybie jest zindywidualizowana, a kontynuacja terapii zależy od przedstawienia (za każdym razem) szczegółowych informacji dotyczących skuteczności dotychczasowego leczenia. Informacje te będą na bieżąco monitorowane przez Ministra Zdrowia. W tym celu Ministerstwo prowadzi ewidencję składanych wniosków, wydawanych zgód na refundację i pacjentów objętych leczeniem” – czy trzeba zatrudniać stado urzędasów w kancelarii Ministra, którzy będą decydować o życiu i stanie zdrowia Polaków, nie mając do tego żadnych medycznych uprawnień? A gdzie tu zasada ochrony danych medycznych indywidualnych pacjentów? A przy tym jakże łatwo stworzyć czarną listę niewygodnych (bo skutecznych w działaniu) lekarzy!
Nawet jeśli jakiś szalony lekarz wypisze receptę, to potem machina urzędnicza mieli! Najpierw oczekiwanie na zgodę konsultanta, potem Minister Zdrowia (urzędnik, nie lekarz, co on ma do tego?) wydaje zgodę, jeśli lekarz prowadzący leczenie uzna, że są to leki najlepsze z możliwych, przynoszą wyraźną poprawę stanu zdrowia, a jednocześnie nie mają równie dobrej alternatywy w postaci innych produktów leczniczych. Zgoda jest ograniczona czasowo i może ulec przedawnieniu, jeśli w tym czasie aptekom nie uda się sprowadzić danego leku, a takie przypadki się zdarzały! Bo stwierdzano np. że czas sprowadzenia do Polski leku może trwać około 3 miesięcy! Od wypisania leku może minąć 5-6 miesięcy, kiedy to pacjent może nie dożyć do skorzystania z terapii, a i tak aptekarz uzna, że trzeba od nowa przejść procedurę, bo papierek ze zgodą stracił ważność? To jest dopiero skurwysyństwo biurokratycznej machiny i bezsens owej refundacji!
Jak rozwiązać problem? To Polacy powinni produkować wyciąg z konopi i na tym zarabiać lub działać jako organizacja non-profit. Ceny leków nie byłyby tak drogie i refundacja mogłaby być dużo mniejsza lub w niektórych przypadkach żadna – przykładowo obecnie pomocą służy fundacja Polacy Dla Polaków, refundująca tego typu leki już od pewnego czasu. Po drugie należy dopuścić do badań w kraju te substancje (w świecie już takie badania są wykonane, ale nasz zacofany system ich nie akceptuje, nie zauważa) i to w odniesieniu do wielu chorób przewlekłych (uznawanych za nieuleczalne) – choroby przewlekłe to zdecydowana większość tego, co obciąża budżet zdrowia na całym świecie, tu oszczędności w wydatkach NFZ mogły by być liczone w miliardach (oczywiście przy stosowaniu także innych tanich kuracji, których obecne procedury medyczne nie uwzględniają). Ale kto ma na tyle szarych komórek w głowie i odwagi, aby takie rozwiązanie u nas wdrożyć?
Dopiero rok 2019 stał się nieco bardziej przełomowy, bo choć powyższych kwestii nie rozwiązał, to w aptekach pojawił się przynajmniej susz z leczniczymi konopiami indyjskimi (to medyczna marihuana ale nie w postaci wydajnego leku czyli nieprzydatna dla dzieci), za cenę niemałą (bo to import a nie krajowa produkcja) i na receptę rzecz jasna – pacjenci szybko wykupili cały towar i na kolejną dostawę trzeba było czekać czas bliżej nieokreślony. Może sytuacja się unormuje, ale kiedy? Pacjenci po wykupieniu suszu wciąż mogą mieć problemy z policją, bo do nich słabo dociera do świadomości, że to produkt kupiony na receptę w aptece…


Napisałeś bardzo ciekawy artykuł. Niestety w tej Polsce nic się nie poprawia, a jedynie pogarsza. Więcej biurokracji niż działania. A ludzie niestety umierają.
Ah ta Polska 🙁 a raczej jej władze 🙁
Jeszcze do niedawna po przeczytaniu tego tekstu pomyślałabym: „Przesadza”. Ale jestem w trakcie czytania książki „Ukryte terapie” i to, o czym można tam przeczytać, zwala mnie z nóg (a przeczytałam dopiero połowę). Najlepszym przykładem jest chyba historia firmy farmaceutycznej, która sprzedaje „lek”, pomimo że 1200 osób, którym on zaszkodził, wygrało z nią w sądzie. Jednak firmie bardziej opłaca się wyrzucić kasę na odszkodowania niż wycofać „lek” ze sprzedaży. I to jest legalne:(
Sylwia C. ostatnio opublikował…Zioła i grill – najgorętsza para sezonu
Niestety wciąż wiele osób początkowo myśli podobnymi schematami i gotowi są własne zdrowie (raczej jego resztki) oddać w obronie honoru Wielkiej Farmacji i ich orężem w postaci bezmyślnych wypisywaczy szkodzących często recept… A jeśli już nic nie pomaga, to co wtedy? Więcej o książce „Ukryte terapie” napisałem tu: http://grzegorzdeuter.pl/jak-byc-zdrowym-jerzy-zieba/
Grzegorz Deuter ostatnio opublikował…Każdy może zarobić MILION – Mariusz Sander
Ciekawy wpis, prostujący te wszystkie kaczki dziennikarskie.
Bardzo ciekawy i merytoryczny artykuł. To niezwykłe że marihuana jest nadal blokowana, a np. alkohol dostępny jest na każdej stacji benzynowej.
monika ostatnio opublikował…Królestwo
Poruszyłeś bardzo ciekawy i dość kontrowersyjny temat. Nie spodziewałabym się, że w naszym kraju w ciągu najbliższych lat się coś zmieni. Póki co dokładamy sobie szczepień i antybiotyków, a metody naturalne są nam obce. Mieszkam w Szwajcarii i tutaj grypę czy przeziębienie traktuje się zupełnie inaczej niż w Pl
Interesujący wpis, lecz żyjemy w takim państwie że szkoda gadać
ol ostatnio opublikował…Drugi przykładowy news