Foto youtube.com (kadr z filmu)
Choć na plakatach króluje dopisek, że to produkcja twórców „Planety singli”, to film „Juliusz” nie jest kolejną typową słodko-pierdzącą komedią romantyczną. Owszem, jest to niezwykle zabawna zlepka wielu epizodów łącząca się w pewną interesującą całość. Do tego prócz wielu absurdalnych sytuacji nie brak w tej komedii przełamań dość tragicznych pojawiających się w różnych aspektach życiowych.
Film ukazuje pewien wycinek rzeczywistości, a nie wyłącznie ładną, modną „warszawkę”. Główny bohater to nieznoszący swej pracy nauczyciel (jakże ciśnie się tu nawiązanie do „Dnia świra”), do tego losy jego ojca i znajomych też nie są usłane wyłącznie różami.
Reżyserem filmu jest Aleksander Pietrzak znany z nagradzanej produkcji krótkometrażowej „Mocna kawa wcale nie jest taka zła”, natomiast scenariuszem zajęli się twórcy wyjątkowej komedii „Swing” powiązani z polską sceną stand-upu Abelard Giza, Kacper Ruciński (i inni).
W głównej roli wystąpił (w swoim klasycznym stylu pierdołowatego bohatera) Wojciech Mecwaldowski. Na ekranie towarzyszyli mu między innymi Anna Smołowik, Jan Peszek i Rafał Rutkowski, choć lista nazwisk osób pojawiających się na ekranie jest niezwykle długa ze względu na wiele drobnych scen wplecionych w główną historię. A dzięki temu w zabawnych, często nieco absurdalnych epizodach zobaczymy Krystynę Jandę, Izabelę Trojanowską, Monikę Olejnik i Krzysztofa Maternę. Ciekawą drobną rolę powierzono Maciejowi Stuhrowi.
Mimo pojawienia się tych znanych nazwisk pomysłodawcy nie wciągnęli ich na listę płac wyłącznie dla przyciągnięcia widza (jak często robi się to ze znanymi młodymi i ładnymi aktorkami – kobiet grających ważniejsze role w tym filmie nie jest zbyt wiele).
Ciekawostką jest (choć niezbyt nachalnie) wplatana między scenami animacja (odniesienie do umiejętności graficznych głównego bohatera filmu).
Mimo wyjątkowo upalnego lata, kiedy to w jego końcówce „Juliusz” zadebiutował na ekranach (a to słaby okres dla kin), to w pierwszy weekend (licząc z seansami przedpremierowymi) na film poszło ponad 130 tysięcy osób – to dobry wynik. Jeśli kogoś ta zachęta (mało przy tym zdradzająca szczegóły scenariusza) przekonała, to polecam w ciemno obejrzenie „Juliusza”. A jedynie niezdecydowanym proponuję zerknąć na zwiastun tej komedii:


Na Juliusza się nie wybieram ale idę razem z chłopakiem na „Kler”. Już kupiłam bilety przez Internet gdyż miejsca rozchodzą się dość szybko. Idziemy dopiero w niedzielę. O tym filmie też już słyszałam. W ogóle kocham kino i jakbym mogła to bym w nim mieszkała. 😀 Pozdrawiam i zapraszam do siebie na bloga:
http://lamliwypaznokiec.blogspot.com/2018/09/fakty-o-ktorych-prawdopodobnie-nie-masz.html
Czekam na ten film z niecierpliwością. Ostatnio oglądałem poprzedni film Gizy i przyznam, że ten humor mi odpowiada.
Jeżeli scenariusz pisał Ruciński to jest szansa, że na tej komedii romantycznej i facet wytrzyma 🙂 Warto mieć taki tytuł w zanadrzu, gdy już nie będzie się dało wymigać od oglądania komedii
To nie jest komedia „romantyczna” 😉
Grzegorz Deuter ostatnio opublikował…Sezon teatralny 2017/2018 – część 2