Foto: youtube.com (kadr z filmu)
Polskie produkcje kinowe, ostatnio tak chętnie oglądane to nie tylko filmy sensacyjne Pasikowskiego i Vegi czy komercyjne komedie romantyczne, ale też i bardziej ambitne produkcje. Do tej ostatniej kategorii można zaliczyć „Zimną wojnę” w reżyserii Pawła Pawlikowskiego. Polska premiera odbyła się 8 czerwca 2018 roku, kiedy to reżyser mógł się już cieszyć nagrodą Złotej Palmy otrzymanej na prestiżowym festiwalu w Cannes, z owacjami widzów na stojąco po prezentacji filmu. W Polsce film zdobył Złote Lwy.
Ja odczekałem trochę i wybrałem się wyjątkowo na seans w ramach Kina Konesera w sieci Helios. To ciekawy cykl, bo zamiast poprzedzających seans niekończących się reklam mamy wyłącznie wprowadzenie do filmu przez krytyka filmowego Tomasza Raczka.
Przepis na sukces festiwalowy? Wziąć Agatę Kuleszę grającą główną rolę w nagrodzonym Oscarem filmie „Ida”, wykorzystać podobny styl i tło historyczne tegoż filmu. Czy to źle? Nie mnie oceniać. Ten styl to czarno-biała produkcja w starym formacie telewizyjnym 4:3 (dziwnie się ogląda szarawe paski po bokach ekranu kinowego), a tło historyczne to pierwsze dziesięciolecia powojenne.
Cała reszta jest już inna. Wyróżnikiem tego filmu jest to, iż w dużej mierze to muzyczna produkcja, w której dobrze sprawdziła się Joanna Kulig. Ten film to fikcyjna (acz oparta na niektórych autentycznych wydarzeniach) opowieść o wielkiej miłości dwojga ludzi z branży muzycznej. Akcja dzieje się na przełomie kilkunastu lat nie tylko powojennej Polski, ale i kilku innych miast tamtejszej podzielonej Europy. „Zimna wojna” wpisuje się w nowy kinowy nurt opowieści z wczesnego PRLu, do którego oprócz „Idy” (2013) można też zaliczyć takie produkcje jak „Ekscentrycy” (2016) czy „Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej” (2017).
Obok wymienionych wyżej aktorek w rolach głównych wystąpili Tomasz Kot i Borys Szyc. Cała reszta aktorów to zupełne tło niezbędne do realizacji scen. To też wyróżnia tę produkcję od wielu komercyjnych choćby komedii romantycznych, gdzie zabiega się o znane twarze w niemałej liczbie, które mają być magnesem przyciągającym widza do sal kinowych.
Nie jestem ekspertem, więc co do poziomu artystycznego się nie wypowiem. Natomiast mam własną refleksję po obejrzeniu filmu, że w tamtych pozbawionych internetu i komórek czasach tytułowej „Zimnej wojny” niezwykle utrudniony był kontakt międzyludzki a miłość trwała latami, była dosłownie dozgonna. Dziś jest zupełnie inaczej i warto czerpać z tego, co nam cywilizacja dobrego przynosi, ale i mieć świadomość współczesnych zagrożeń jakże innych od tego, z czym zmagali się ludzie tamtego okresu.
Mimo słabego sezonu na premierę kinową (koniec roku szkolnego, sesja egzaminacyjna u studentów, początek lata) ta ambitna produkcja całkiem nieźle poradziła sobie z oglądalnością w polskich kinach (ponad 737 000 widzów do momentu, kiedy wypadł pierwszej dziesiątki cotygodniowego rankingu), co potwierdza, że film wart jest obejrzenia. Poniżej oficjalny zwiastun „Zimnej wojny”.
Byliśmy z zoną na Zimnej wojnie w ubiegły weekend… i wow. Ta muzyka, styistyka, klimat… mam szczerą nadzieję, że Pawlikowski zgarnie drugiego Oskara w swojej karierze.
Bardzo jestem ciekawa tego filmu. Słyszałam o nim tyle, że aż boję się, że się rozczaruję… Koniecznie muszę obejrzeć ten film, trzymam kciuki za Oscara!
Dorota | Coach for Flow ostatnio opublikował…Tuż za perfekcjonizmem czai się wstyd