„Rak to nie wyrok” to tytuł wspólny dla czterotomowej książki (dwa pierwsze tomy mają numer 1 i 2, a kolejne nadtytuł „Raporty specjalne” i także numerację 1 i 2). Muszę przyznać, że to książka o zdrowiu i chorobach, a nie o samym raku i dużo się z niej dowiedziałem. Tyle tytułem wyjaśnienia, że to lektura warta polecenia, zwłaszcza dla bardziej zaawansowanych (ale i początkujący sporo skorzystają) jest jednak duże „ale”… Każdą informację, zwłaszcza zalecenia suplementacyjne warto sprawdzić w kilku innych źródłach!
Książkę napisał Ryszard Grzebyk, naturopata, który stał się nim z tego powodu, że sam poważnie zachorował i współczesna medycyna akademicka nie potrafiła mu pomóc. Zebrał w tych czterech tomach sporą wiedzę, jednak sposób jej prezentacji pozostawia wiele do życzenia. Ewidentnie brakuje hierarchizacji (choćby jako numeracja) nagłówków punktów, podpunktów (w spisie treści są tylko główne rozdziały). Przez to trudno coś odszukać, a do tego nie wiadomo, co jest podrzędne, a co równorzędne względem wcześniejszej treści. Odwołania do innych miejsc w książce z tego powodu są koszmarem czytelnika.
To książka o zdrowiu i leczeniu (głównie metodami naturalnymi), a w tym przypadku należy być dość precyzyjnym, by czytelnik sam sobie nie zaszkodził. Tymczasem trafiamy na merytoryczne błędy autora najczęściej w odniesieniu do jednostek. Daje się zauważyć amerykanocentryczne podejście (punkt widzenia przykładowo na produkty, suplementy często kompletnie nie do kupienia w cywilizowanym kraju, jakim jest Polska – mimo iż autor jest Polakiem). Mylenie (błędnie tłumaczenia z angielskiego) pojęć bilion i trylion, które w polskim języku znaczą co innego, niż w angielskim to jeszcze nie główny problem. Ten pojawia się, kiedy autor myli się, zawyżając tysiąckrotnie (wskazując na możliwe ogromne przedawkowanie) np. dawkę witaminy B12 (podam tylko jeden przykład, a jest ich więcej!: strona 90 tomu 3: zalecenie spożywania 1000 mg witaminy B12 – to nielekka pomyłka, zapewne chodziło o mikrogramy oznaczane skrótem mcg).
Czytając pierwszy tom (a właściwie do połowy drugiego, jak ktoś dotrwa) można odnieść wrażenie, że świat jest już całkowicie zanieczyszczony i zniszczony do tego stopnia, że nic już człowiekowi nie pomoże. Słabsze osobowości może to doprowadzić do depresji…
Jednak nie cała treść taka jest, zwłaszcza gdy mowa o końcowych dwóch tomach określanych jako „Raporty specjalne”, gdzie poruszono masę zagadnień związanych z tym, jak radzić sobie z poszczególnymi problemami zdrowotnymi. Nie znaczy to, że można książkę traktować wyrywkowo, wczytując się wyłącznie w jeden punkt – bo to zwykle zdecydowanie za mało, aby uzdrowić swój organizm. Doprowadzenie do homeostazy jest niełatwym zadaniem w obecnych czasach (co mają uzasadniać pierwsze dwa tomy).
Z tego powodu warto mieć świadomość, jak ważne jest oczyszczenie organizmu z różnych toksyn (w tym metali ciężkich) i wszelkiego rodzaju patogenów – temu poświęcono sporo miejsca. Dojście do zdrowia to nie tylko odszukanie i uzupełnienie niedoborów danych substancji. Równie ważne jest to, jak pozbyć się tego, co jest w naszym ciele, a nie powinno tego tam być.
W „Raportach specjalnych” natknąłem się na ogrom wiedzy o różnych substancjach głównie naturalnych, które w określonych sytuacjach można suplementować. Jest w tej książce jednak pewien chaos, niedopowiedzenia – bo autor najwyraźniej chciał zebrać wiedzę z wielu różnych podejść, stąd są wzmianki o lekach chemicznych, naturalnych suplementach, ziołach (w tym z medycyny chińskiej), a nawet o homeopatycznych produktach itp.
Problemem w mojej ocenie jest to, że nie ma rozgraniczenia co do porad, o których autor jedynie przeczytał, a które to np. produkty autor dobrze zna i udało mu się mieć z nimi styczność, choćby obserwując, jaka jest ich skuteczność u osób je stosujących (z którymi Grzebyk miał kontakt). Owszem, jest bardzo solidny wykaz literatury, mowa o publikacjach naukowych, na których Ryszard Grzebyk bazuje. Ale nie w każdym przypadku jakiś odnośnik się pojawia, choć wyraźnie w danym zdaniu powinien się znaleźć, aby uwiarygodnić często kontrowersyjne tezy znajdujące się w książce.
Mimo tak wielu krytycznych uwag muszę uznać to kompendium wiedzy za niezwykle przydatną lekturę zwłaszcza dla osób bardziej zaznajomionych z naturalnym podejściem do uzdrawiania człowieka. Sam autor (a piszę to na podstawie obejrzanych wywiadów z jego udziałem) ma znacznie większą wiedzę, niż zaprezentował to w książce. Nikt nie jest doskonały i w jego przypadku zabrakło lepszej umiejętności pisania książek, a przede wszystkim profesjonalnej korekty redakcyjnej.
Niech każdy sam podejmie decyzję czy sięgnie po te ponad 1000 stron wiedzy na temat tego, jak poradzić sobie z wieloma chorobami przewlekłymi (np. autyzm, ADHD, astma itd.). Wcześniej już opisałem jego książkę będącą skróconą wersją jednotomową, gdzie narzekałem na powierzchowne potraktowanie wielu tematów.