W tym wpisie chciałbym odbyć podróż sentymentalną, która łączy marzenia z młodości (dzieciństwa tego młodszego i starszego jego okresu) z opisem tego, jak to było w latach 80. na długo przed pojawieniem się ery internetu. Okazja ku temu szczególna, bo przed świętami większego znaczenia nabierały marzenia, oczekiwania odnośnie prezentów itd.
Przed 1989 rokiem w Polsce mieliśmy inny, mniej demokratyczny ustrój, rządziła jedna partia (upsss, właśnie teraz też tak zaczęło być i już widać, jak to niekomfortowo jest…), władza podległa była Moskwie czyli istniejącemu wtedy ZSRR. Mniej istotne były ograniczenia wolności wypowiedzi, bo ludziom bardziej brakowało dostępu do produktów konsumpcyjnych zarówno jeśli chodzi o różnorodność w stosunku do żywności, jak i brak dostępu do nowoczesnych rozwiązań technologicznych, odzieży itp. A wynikało to z Zimnej Wojny toczącej się między Zachodem a krajami Bloku Wschodniego – nie mieliśmy swobodnego dostępu do dolarów, nasza złotówka nie była walutą wymienialną w świecie.
Pamiętam jak wielką wartość miał banknot jednodolarowy w stosunku do przeciętnych zarobków. Dziś siła nabywcza dolarów jest zbliżona, ale nasze pensje pozwalają kupić towary o znacznie większych wartościach!
Towary w sklepach były byle jakie (lub ich brakowało) – typowo praktyczne w klasie podstawowej funkcjonalności z cenami ustalanymi urzędowo (np. w całej Polsce bułka kajzerka wyglądała tak samo i miała tę samą cenę). Większości towarów zwyczajnie brakowało, pomarańcze bywały tylko na święta (i to kiepskiego gatunku, sprowadzane z zaprzyjaźnionej Kuby), podobnie do rzadkości należały banany. W takich przypadkach, gdy już coś było, w sklepach ustawiały się gigantyczne kolejki – i to one pełniły wówczas rolę mediów społecznościowych – takich prawdziwych, gdzie człowiek koło człowieka był bezpośrednio i miał czas na dyskusje. Pomijam już fakt kryzysu, kiedy to na półkach sklepowych prawie nic nie było i większość podstawowych towarów była na kartki (żywność, paliwo, alkohol, nawet buty!).
Wtedy magia dolara nabierała znaczenia – istniały takie specyficzne przedsionki Zachodu – sklepy Pewex, w których było wszystko ale tylko za waluty krajów rozwiniętych… Pamiętam, gdy jako młody chłopak często bywałem w różnych Pewexach – osobno były spożywcze, gdzie można było pooglądać zagraniczne czekolady z orzechami, ceny zaczynały się od 55 centów, to było sporo dla przeciętnego Polaka. Z kolei w Pewexie ze sprzętem RTV, zabawkami, odzieżą podziwialiśmy zabawkowe resoraki (samochodziki typu Matchbox w cenie 1,3$ – obecnie można je kupić na allegro jako używane po 2 zł). Nawet na to nie było mnie stać (rodziców również, choć latami jakoś się kilka ich uzbierało – wymiana handlowa wśród dzieci była wtedy normą), owszem jakieś tam drobne miałem w kieszeni, ale już wtedy uczyłem się gospodarności, czyli jak racjonalnie wydawać te nieduże kwoty – wolałem je przeznaczać na kupno lepszych jakościowo kaset magnetofonowych, zamiast na samochodziki czy czekolady. To były czasy, kiedy nie istniały żadne MP3, piosenki nagrywało się z radia (były 3 stacje na UKF, a jedynka tylko na zaszumionych falach długich, stamtąd się nie opłacało nagrywać) na magnetofony kasetowe. Co prawda dostęp do kaset krajowej produkcji miałem stały (producent Wiskord był w moim mieście) i kosztowały tylko 300 zł, ale były kiepskiej jakości – te z Pewexu jakieś 3-4 razy drożej i to na nie poświęcałem całą swoją kasę… A miałem tylko zwykły monofoniczny polskiej produkcji radiomagnetofon Kasprzaka.
I to były moje pierwsze marzenia – dotyczące muzyki i komfortu jej słuchania, mieć dużo dobrej jakości kaset i magnetofon stereofoniczny dwukasetowy (żeby można było na nim kopiować kasety), a potem na początku lat 90. doszło marzenie posiadania odtwarzacza płyt CD – były one nieziemsko drogie, bo złotówka miała ponad 2 razy większą siłę nabywczą niż obecnie, a wtedy płyta z zachodnią muzyką kosztowała 50 zł, obecnie ceny są podobne lub ciut niższe (to dzięki wejściu do Polski MediaMarkt) i nadal większość uważa je za drogie.
Druga kategoria marzeń to były nieosiągalne sprzęty z punktu widzenia cen dla przeciętnego Polaka (owszem, raz na 2-3 lata ktoś na coś uzbierał, bo nawet przy niskich zarobkach nie było na półkach takiej różnorodności towarów, żeby było na co wydać wszystkie pieniądze). A do sprzętów tych należały kolorowy telewizor (pierwszy kolorowy i to używany mieliśmy dopiero pod koniec lat 80.), komputer jeszcze wtedy nie chodziło o PC, a raczej taki podłączany do telewizora (fascynowały mnie nie tylko gry ale i możliwość programowania, o którym prawie nic nie wiedziałem) oraz magnetowid na kasety VHS – już wtedy istniał rynek pirackich filmów, ludzie zwyczajnie wymieniali się kasetami.
Trzecia kategoria marzeń, to telewizja i jej rozwój, dostęp do zagranicznych kanałów. W latach 80. były tylko 2 kanały i to nadawały w większości nudne rzeczy w bardzo ograniczonym zakresie czasowym (głównie między 16-tą a 23-cią), przed południem było np. pasmo szkolne, tzw. Telewizyjne Technikum Rolnicze, po dwie półgodzinne lekcje na TVP1. Była też zasada, że tylko jeden film może być nadawany w tym samym czasie, więc albo na jedynce, albo na dwójce, żeby nikt nie narzekał, bo powtórek prawie wtedy nie było. Ludzie czekali wtedy z utęsknieniem na święta, bo telewizja była wtedy dużo atrakcyjniejsza, niż w przeciętny szary dzień (dziś wręcz przeciwnie, same powtórki się ludziom serwuje w czasie wszelakich świąt).
W połowie lat 80. wprowadzili nam do telewizji zbiorczej (taki pierwowzór kablówki) jeszcze 2 kanały sąsiedniego kraju, Wschodnich Niemiec (NRD) czyli DDR1 i DDR2, tak samo słabe jak nasze, no może ciut lepsze, dzięki temu nieco więcej bajek dało się obejrzeć, czy też jakiś program muzyczny – ale od tamtej pory mam awersję do języka niemieckiego. Były to dziwne czasy, więc w mieście postawiono też nadajnik pierwszego kanału telewizji radzieckiej (jak w wielu innych miastach, gdzie znajdowały się koszary wojsk ZSRR), ale tego kanału to już nawet nikt nie chciał oglądać mimo braku ciekawszych alternatyw… Moim marzeniem był dostęp do kanałów zachodnich, których nadajniki znajdowały się w Berlinie Zachodnim – niestety tego nie wprowadzano do anten zbiorczych ze względu na ustrój socjalistyczny, a mieszkaliśmy na 1 piętrze (żeby zapewnić odbiór, bardzo długie anteny trzeba było mieć wysoko na 10-11 piętrze i to od strony zachodniej, a my okna mieliśmy od wschodniej) – tam były zachodnie teledyski i zespoły w programach rozrywkowych – tego marzenia nigdy nie spełniłem, choć po drodze zostałem samoukiem, specjalistą od anten telewizyjnych 😉 Potem przyszły czasy anten satelitarnych (na początku trzeba było mieć pozwolenie z milicji, żeby taką sobie zainstalować, a do tego pierwsze miały średnice 180-120 cm). Pierwszy raz zobaczyłem prawdziwe zachodnie kanały z satelity właśnie w Pewexie! Muzyczne MTV, bajki na SKY, Eurosport… Nigdy i satelitarnego talerza się nie dorobiliśmy, ale to dzięki wprowadzeniu kablówki.
Gdybym dziś miał możliwość przekazać do lat 80., jedną moją wypłatę wyrażoną w dolarach, to mógłbym spokojnie za nie kupić kolorowy telewizor, magnetowid, pudło kaset, magnetofon stereo i jeszcze by na spory zapas czekolad starczyło 😉 A gdybym w drugą stronę – przeniósł się w czasie z lat 80. do współczesności i poszedł do hipermarketu, to chyba bym zaniemówił, a może i popłakał się z niewyobrażalnego wręcz szczęścia, że coś takiego może w Polsce istnieć i być w zasięgu ręki nie tylko bogaczy (nawet już w latach 90., gdy byłem już przyzwyczajony do nadganiania przez Polskę Zachodu, kiedy pierwszy raz wszedłem do wybudowanego w Szczecinie hipermarketu, też byłem pod wrażeniem).
Ale wróćmy do rzeczywistości i moich wspomnień. Dla mnie przełomowym był rok 1990 – wtedy szalała wielka inflacja i trzeba było natychmiast całą gotówkę wydawać na dobra trwałe (lub kupować dolary), a że rodzicom wpadły większe pieniądze za nagrody jubileuszowe, to udało się kupić nowy kolorowy telewizor (wyprodukowany w NRD, bo wtedy oni łączyli się z RFN i liczyli już na pozyskiwanie produktów zachodnich marek, swoich produktów nie mieli komu sprzedać, więc dotarły w atrakcyjnych cenach do nas), magnetowid oraz prawdziwą miniwieżę stereo z rozstawianymi głośnikami (było to nawet przekroczenie moich marzeń – choć obiektywnie oceniając jakość tego sprzętu była dość przeciętna). Był to też okres, kiedy pierwszy raz można było wyjechać za granicę i to od razu do Berlina Zachodniego, gdzie płaciło się markami, pierwsza wizyta w Aldi (to taki sklep na poziomie Lidla) zrobiła na mnie wrażenie, głównie zakupy spożywcze nas interesowały 🙂
A w 1991 roku rodzice kupili mi pierwszy komputer – drogą metody większościowej w klasie wybrałem C64, bo najwięcej kolegów miało właśnie taką maszynę. I faktycznie programowanie mnie wciągnęło, zostałem niezłym koderem samoukiem.
A co z samą telewizją? Lata 90. to pojawienie się pierwszych 3 nowych kanałów w języku polskim (najpierw pojawiła się lokalna stacja nadająca jeszcze piracko, potem przekształcona w Polonię1, a także TVP Polonia i Polsat), do tego pojawiła się kablówka, gdzie jeszcze kilkanaście obcojęzycznych kanałów było dostępnych (nie od razu bowiem takie stacje jak Discovery, Eurosport czy MTV miały polskie wersje językowe).
Potem przyszedł czas na studia (pierwsze własne zarobki, do tego stypendium), pierwsza praca i jakoś się finansowo potoczyło. A jak miały się marzenia młodości do ich realizacji i wpływ na dalsze życie? Praktycznie wszystko się spełniło nawet z nieprzewidywalnymi technologicznie lepszymi rozwiązaniami. Co prawda z resoraków wyrosłem, a kasety zarówno w wersji muzycznej jak i VHS zastąpione zostały płytami – to tych płyt nazbierałem sporą kolekcję, korzystając z nich dzięki znakomitej wieży z nagłośnieniem 5.1. Telewizor odbiera z kablówki ponad 100 polskojęzycznych kanałów w wersji cyfrowej, a wszystko wspomaga nagrywarka z dyskiem 500 GB (stokroć lepsze rozwiązanie od VHS).
Wiedza o antenach ukierunkowała mnie do zrobienia dyplomu technika telekomunikacji, a zamiłowanie do programowania dało dyplom wyższej uczelni w zawodzie informatyka, co ułatwia mi obecnie np. wymyślanie unikatowych komputerów klasy PC składanych specjalnie dla mnie na zamówienie, jak choćby to bezgłośne wydajne cudo. Pewexy już nie istnieją od lat, bo każdy sklepik osiedlowy ma zbliżoną do nich ofertę, a złotówka jest silną i przede wszystkim wymienialną walutą – a przy naszych zarobkach możemy sobie kupić tyle czekolady, ile tylko jesteśmy w stanie udźwignąć (no przesadzam, bo tego się nie dałoby przejeść) – nie odmawiam sobie słodyczy, bo nie mam nadwagi 😉 Co ciekawe, w dorosłym życiu jakoś mniej nowych marzeń u mnie się pojawia mimo większej szansy ich realizacji – jestem raczej realnym minimalistą, nie gonię za stale nowymi gadżetami, bardziej liczy się realizacja dalekosiężnych planów (bo już bardziej realnie wyglądają od marzeń z młodości), jak choćby osiągnięcie pełnej niezależności finansowej i bezproblematyczne życie 🙂
Warto poznać wspomnienia z tych czasów, kiedy nie istniał internet, a ludzie mieli mniej dóbr w domach, acz więcej czasu. Ale nie same wspomnienia były celem tego długiego wpisu, a pokazanie, że marzenia potrafią kształtować kolorową przyszłość, gdy się spełniają. Dążenie do ich realizacji może sprawiać, że silnie wpływają na nasze postępowanie w stosunku do rozwoju osobistego, zdobytego wykształcenia – a wszystko to przybliża nas do szczęśliwszego życia – czego wszystkim czytelnikom życzę i służę wieloma podpowiedziami. Zwłaszcza młodym czytelnikom prezentowane przeze mnie dawki wiedzy mogą się szczególnie przydać, aby dążyć do sukcesu w założonych przez siebie celach. Jeśli chcesz być na bieżąco, polub mój fanpage lub skorzystaj z kanału rss (fachowcy chętnie wciąż korzystają z czytników rss – sam to rozwiązanie polecam).
Dorzucę coś nostalgicznego od siebie z tamtych czasów. Już w latach 90 w TV leciał serial s-f dziejący się w okolicach 2020-2030 roku czyli niedaleko. W jednym z odcinków bohater powiedział „przestałem kupować muzykę odkąd przestali produkować płyty CD”. 🙂
W tamtym czasie, gdy płyta CD była czymś niemal świętym, wzorem doskonałości w dziedzinie dźwięku. Jej blask był magiczny, niemal hipnotyzujący – wydawało się niemożliwe, żeby skończyły na śmietniku historii. Tamta sentencja z filmu wydawała się wyjątkowo zabawna.
A dziś… niedawno pozbyłem się wszystkich zalegających w domu płyt CD zgrywając je na pendrive (wszystkie na jeden) a potem brutalnie traktując nożyczkami i wyrzucając do przydomowego śmietnika.
Zapewne tych płyt nie miałeś zbyt wiele, a pewnie do tego przy zrzucaniu wykorzystałeś kompresję stratną (typu MP3 – a to już nie jest odpowiednik „wzoru doskonałości w dziedzinie dźwięku”). Ponadto warto zwrócić uwagę na bezpieczeństwo przed utratą danych z pendrive’a – niebawem o tym zrobię wpis praktyczny.
Grzegorz Deuter ostatnio opublikował…Polska kabaretem stoi, czyli kabarety z perspektywy czasu
Gdyby tak każdy miał okazje chociaż jeden dzień być w latach 90 albo 2000 początki to by się zdziwił jakie rzeczy człowiek miał. Oczywiście ja jestem z 94 to sam rozumiesz. ale długo nie miałem komputera czy komórkę. Telewizja na 4-5 kanałów miałem do gimnazjum lub nawet do końca. Pozdrawiam serdecznie.
Jarek ostatnio opublikował…Recenzja filmu ” Twoje Moje i Nasze”.
Do Pewexu chodziłam oglądać inny kolorowy świat. Jak nam włączyli MTV w latach 90 to dopiero był szał.
Bardzo ciekawy blog. Ostatnio lubuję się w męskich blogach, więc będę zaglądała i czytała 🙂 Tym wpisem to obudziłeś moje wspomnienia z dzieciństwa 😉 Jestem 80 rocznik 🙂
Cieszę się, że blog się spodobał, zapraszam częściej 🙂
Grzegorz Deuter ostatnio opublikował…Zimna wojna – film nagrodzony Złotą Palmą w Cannes