Jod leczy. Skuteczny program terapii – Lynne Farrow

Jod leczy. Skuteczny program terapii - Lynne FarrowAutorką książki „Jod leczy” jest Lynne Farrow. Na temat jodu sporo się ostatnio mówi i pisze, ja sam korzystam z jego suplementacji od kilkunastu lat, lecz w dawkach „małych” czyli zgodnych z normami. Jak się okazuje te normy najprawdopodobniej są za niskie, jak to ma miejsce też w przypadku witaminy C. Badacze ustalili dawkę dzienną jodu na poziomie 150 mikrogramów (mcg), który to poziom powinien wystarczać jako zabezpieczenie przed „chorobą grubej szyi” – wolem tarczycowym (w przypadku witaminy C poziom uznawany za referencyjny zabezpiecza „na styk” przed szkorbutem). Co w obu przypadkach nie oznacza, że dawki zawarte w żywności nie powinny być wyższe, bo np. każda komórka naszego ciała (a nie tylko tarczyca) wymaga jodu do poprawnego funkcjonowania.

Jod należy do kategorii pierwiastków śladowych, mikroelementów – ze względu na dawkę zalecaną, podawaną w mikrogramach. Jak się okazuje, suplementacja jodem (u osób z wyraźnymi objawami niedoboru – a lista tych objawów jest spora i zawarta w książce) w dużo wyższych dawkach (nawet kilkaset razy większych) daje znaczną poprawę stanu zdrowia.

O tym, że jod jest potrzebny, wie chyba każdy, to jedyny pierwiastek, którego suplementacja jest uznawana za niezbędną przez nasze władze, stąd wymóg jodowania soli kuchennej. Niestety dotyczy to tej soli, która jest najmniej korzystna dla zdrowia. Bo ta przyjazna nam sól nieoczyszczona (kamienna z Kłodawy lub himalajska) zwykle nie jest jodowana. Ponadto samo jodowanie soli nie wystarcza, abyśmy nie mieli problemów z niedoborem jodu (nie mają go zwykle ci, którzy mieszkają w pasie nadmorskim, to jest do 15 km od brzegu). Postać jodu dostarczona do soli nie dość, że jest w za małych dawkach, to jeszcze odparowuje po otwarciu opakowania.

Dawniej jod był dodawany do mąki, dzięki czemu ludzie mieli go średnio dwukrotnie więcej (w wydalanym moczu) niż obecnie. Od ponad 30 lat stosuje się w wielu krajach zamiast jodu brom jako dodatek do mąki. Nie dość, że ta substancja jest niezwykle szkodliwa dla zdrowia, to jeszcze wypycha z organizmu jod (konkuruje z nim podobnie jak równie szkodliwy fluor). Brom i fluor stosowane są niestety w wielu produktach kosmetycznych, lekach, pastach do zębów itp. Całą listę znajdziemy w dodatkach na końcu książki „Jod leczy” (sprawdź tu, gdzie można książkę kupić najtaniej). Niektóre kraje zakazały dodawania bromu do mąki, jednak jest to dodatek o małym stężeniu, dlatego nawet na opakowaniu nie trzeba o tym wspominać, więc nie wiem, jak to wygląda realnie w Polsce…

Książka zawiera bardzo ciekawą analizę tego, jak przez prawie 150 lat rozwijano z bardzo dobrym skutkiem procedury leczenia (głównie XIX wiek) wielu schorzeń jodem i jego związkami. Po tym okresie nastąpiło 50 lat zaciemniania całego dorobku naukowego w tym zakresie. Nałożyło się na to kilka powodów, głównym było wprowadzenie do literatury (źle przebadanego i niewłaściwie zrozumianego przez badaczy) efektu Wolffa-Chaikoffa, jakoby duże dawki jodu były szkodliwe dla zdrowia. Przeczą temu eksperymenty tysięcy osób, które w ostatnich kilkunastu latach dzięki suplementacji jodem w dużych dawkach odzyskują zdrowie (mając wcześniej wyraźne objawy niedoboru jodu). Innym powodem było wprowadzenie antybiotyków, przed ich erą to jod był głównym środkiem bakteriobójczym.

Książka dotyczy rynku amerykańskiego, więc trudno mi porównywać je z warunkami w Polsce, ale to właśnie brom jest wskazywany jako jedna ważniejszych przyczyn zatrucia organizmu, która dodatkowo ma negatywny wpływ na poziom jodu w naszych komórkach.

Do najpopularniejszych objawów niedoboru jodu zalicza się guzy piersi, mgłę umysłową (trudność w myśleniu), mięśniaki macicy, torbiele jajników, ból piersi, przerost prostaty itd. Lista jest długa. Z kolei ewentualne skutki uboczne dużych dawek jodu (nie są zbyt powszechne, a jeśli występują, to tylko przejściowo) są do opanowania i najczęściej są to objawy odtruwania organizmu (powinno się jod w dużych dawkach stosować wyłącznie pod nadzorem lekarza zaznajomionego w temacie – a znalezienie takiego zwłaszcza w Polsce wciąż graniczy z cudem). Czasami jedynym objawem „niepokojącym” może być podwyższone TSH, choć człowiek czuje się dobrze (lepiej niż przed suplementacją jodem) – ale czy to powód, żeby leczyć „wyniki” (po zastosowaniu dużych dawek jodu), a właściwie jeden wynik, jeśli pozostałe parametry powiązane z tarczycą są poprawne?

Autorka po analizie literatury na temat leczenia raka piersi metodą radioterapii zauważyła ogromną rozbieżność między wnioskami naukowymi (brak skuteczności radioterapii w przypadku tego typu schorzenia) a sugerującym radioterapię standardem opieki medycznej (w Polsce nazywa się to: procedury medyczne – wymysł urzędników, jakie metody należy stosować przy danej chorobie). Lynne Farrow tak to podsumowała:

O medycynie opartej na dowodach można mówić, kiedy w badanej grupie pacjentów wzrasta przeżywalność. Medycyna oparta na konsensusie oznacza, że grono lekarzy uważa, iż jakaś metoda leczenia to dobry pomysł”.

Dlatego tak wiele osób gromadzi się wokół profesjonalnych grup wsparcia w internecie (niestety są to grupy w języku angielskim – Polska wciąż jest zacofana w tym zakresie), gdzie uzyskują pomoc i odzyskują zdrowie – zwłaszcza gdy chodzi o różne zmiany w piersiach.

Jod nie jest jakimś cudownym środkiem na wszystko, jednak jego niedobory powodują wiele chorób, a objawy niedoborów są powszechnie znane lekarzom i dostępne w podręcznikach. Pisząc jod – to skrót myślowy, bo suplement powinien być dwuskładnikowy i tak np. jest nim płyn Lugola (nie jodyna!), który przy stężeniu 2% (są różne stężenia, w książce jest tabelka z przelicznikiem) w jednej kropli zawiera 1 mg jodu oraz 1,5 mg jodku potasu. To dane z książki, choć sprzedawane w Polsce produkty o tej nazwie mają proporcje 1:2 zamiast 1:1,5 (zacytuję ze strony apteki internetowej: Płyn Lugola to wg FP VI 1% roztwór jodu w 2% wodnym roztworze jodku potasowego). Niektórzy twierdzą nawet (podobnie jest z apteczną wodą utlenioną), że płyn Lugola, który jest dostępny w aptekach bez recepty, jest zanieczyszczony i jest przeznaczony jedynie do użytku zewnętrznego (odkażanie ran, płukanie jamy ustnej). Bezpiecznym dla układu pokarmowego odpowiednikiem jest Iodoral w tabletkach. Niestety wciąż w Polsce drogi i dostępny tylko przy sprowadzaniu z zagranicy (choćby przez allegro). Jest za to dostępny suplement Jodolit marki Visanto mający zwiększyć bezpieczeństwo kuracji przy spożywanych dużych dawkach jodu (choć w samym Jodolicie żadnego jodu nie ma).

Facebooktwitter

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.