Teatralne atrakcje pierwszej połowy 2016 roku – występy gościnne

Rozrywka na poziomie - Taniec albatrosaFoto: e-teatr.pl (Taniec albatrosa)

To już ostatnia, trzecia część relacji z moich teatralnych wizyt w sezonie 2015/16 (łącznie obejrzałem 18 przedstawień, to mój rekordowy sezon!). Poprzednio skupiłem się na spektaklach lokalnych, a tym razem przejdę do omówienia przedstawień gościnnych, które widziałem w Szczecinie w pierwszej połowie 2016 roku.

Pierwszym z nich był spektakl „Między łóżkami” w reżyserii Artura Barcisia – oczywiście komedia i to w doskonałej obsadzie (choć tu jak to zwykle bywa, jest kilkoro aktorów zamiennie występujących). Na scenie pojawia się łącznie pięcioro aktorów, grają jednak po kilka ról (łącznie 15 postaci) – wynika to ze scenariusza zbudowanego z 6 scenek, powiązanych ze sobą tematycznie, dziejących się w ciągu 2 godzin (obserwowanych przez widza z różnych miejsc – 6 różnych pokoi, których centralnym punktem jest łóżko). Obok takich gwiazd jak Artur Barciś, Katarzyna Skrzynecka czy Radosław Pazura, mamy też ciut młodsze pokolenie świetnie sprawdzające się w swych rolach – w wersji, którą miałem okazję oglądać ową „młodzież” reprezentowali Maria Niklińska (grała między innymi w serialu „Na krawędzi”) oraz Lesław Żurek (znany ostatnio z serialu „O mnie się nie martw” oraz „Przyjaciółki”). Przedstawienie warte obejrzenia, osobiście oceniam na 4+, poniżej kilka fragmentów:

Kolejną dawkę humoru otrzymałem podczas przedstawienia „Cud medyczny w Wilkowyjach”, gdzie wystąpiło czworo bohaterów serialu „Ranczo”. Trudno dziś znaleźć kogoś, kto nie darzy sympatią stałych bywalców ławeczki sprzed sklepu w Wilkowyjach. Dwóch z nich stało się bohaterami tego spektaklu: Tadeusz Hadziuk (Bogdan Kalus) i Maciej Solejuk (Sylwester Maciejewski). Główną tematyką poruszaną w spektaklu jest służba zdrowia i zdolność lub niezdolność człowieka do pracy. Z tego powodu pojawia się także doktor Wezół z małżonką (Wojciech Wysocki, Beata Olga Kowalska). Więcej chyba nie trzeba zachwalać, ocena 4- (minus za zbyt skromną obsadę, widzowie znając pełną gamę postaci z serialu mogą czuć pewien niedosyt), poniżej krótka scenka z przedstawienia:

Zauważyłem ciekawą rzecz, może to nie reguła, ale już drugi raz mam takie nietypowe odczucie. Chodzi o to, że kiedy aktor (zwykle uznany, z dorobkiem, bo tylko tacy mają na to szansę) bierze się za reżyserię sztuki, to nie zawsze dobrze to wychodzi. Mam wrażenie, że nie jest on w stanie wydobyć z innych aktorów tyle, ile samemu potrafi i zwykle jest najlepiej odgrywającym rolę w takim przedstawieniu (być może wydaje mu się, że jego koledzy po fachu nie są tak świetni, jak on sam i nie zmusza ich do włożenia w rolę więcej serca?). Za pierwszym razem stwierdziłem to po obejrzeniu przedstawienia Teatru Kamienica „ZUS czyli Zalotny Uśmiech Słonia”, gdzie reżyserem był dyrektor tego teatru Emilian Kamiński. Drugi taki przypadek to obejrzana zimą sztuka „Prezent urodzinowy” wyreżyserowana przez Jerzego Bończaka (zagrał tam też jedną z ról), założyciela agencji artystycznej specjalizującej się w wystawianiu objazdowym komercyjnych sztuk. Przedstawienie miałem okazję obejrzeć w nowo otwartej (po kilkuletnim remoncie) Operze na Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie. Jak wiadomo, scena opery jest specyficzna, bo wymagane jest w najbliższym sąsiedztwie widzów miejsce dla muzyków. Mimo że to miejsce na potrzeby innych niż opera wydarzeń można zakamuflować i staje się w pełni sprawną podłogą powiększającą scenę, to nie zdecydowano się tego wykorzystać i przybliżyć scenografii do widzów… Choć samo przedstawienie oparte na dość luźnej zabawnej opowiastce (jak na komercyjne przedstawienie przystało), to można się było więcej spodziewać po grze aktorskiej wszakże wyborowej obsady – oprócz Bończaka wystąpili Maria Pakulnis, Magdalena Wójcik, Tadeusz Chudecki i Marcin Troński. Aktorzy chyba zbytnio przejęli się tym, że skoro to dość prymitywna komedia pomyłek, to mają grać równie sztucznie, nie dając od siebie zbyt wiele, żeby grani przez nich bohaterowie jakoś szczególnie dobrze zostali zapamiętani – podobne wrażenie odniosłem w przypadku wspomnianego wcześniej spektaklu „ZUS czyli Zalotny Uśmiech Słonia”, stąd w obu przypadkach oceniam te przedstawienia na 3+. Poniżej fragment jednej ze scen „Prezentu urodzinowego”:

Zupełnym przeciwieństwem była sztuka „Taniec albatrosa” Teatru Współczesnego w Warszawie, który zagościł na deskach Teatru Współczesnego w Szczecinie z okazji czterdziestolecia tegoż teatru, którego pierwszym dyrektorem był (w latach 1976-1979) Maciej Englert – jednocześnie reżyser tego wyjątkowego spektaklu. To istna rozrywka na poziomie, bo dało się odczuć niezwykle wysoki poziom samego scenariusza, genialne, zabawne teksty i świetna, niewymuszona gra aktorska. Rewelacyjnie zaprezentował się Andrzej Zieliński, który świetnie potrafił wcielić się w rolę mężczyzny po pięćdziesiątce starającego się utrzymać związek z o 30 lat młodszą kobietą. Każdy drobiazg w sztuce dopracowany, dobrze dobrane wyczucie czasu każdej chwili, naturalność gry, stosunkowo bogate dekoracje, ba – nawet genialna reakcja aktorów na niepożądaną w teatrze sytuację – dzwoniący widzowi telefon. Po prostu aktorzy zawiesili grę do momentu, aż telefon przestał dzwonić, a zmieszany widz dość nieudolnie przeprosił za zamieszanie tekstem „no co, to się zdarza”. Zielińskiemu towarzyszyli jeszcze Agnieszka Pilaszewska, Ewa Porębska oraz Leon Charewicz. Zasłużona ocena 5! Poniżej zwiastun sztuki:

Jak co roku w kwietniu odbywa się w Szczecinie Przegląd Teatrów Małych Form „Kontrapunkt”. Staram się wybrać coś dla siebie z pewnej drobnej oferty biletowanej (pozostałe przedstawienia wymagają zakupu karnetu), w tym roku dzięki tej ofercie (i stosunkowo niedrogim biletom w cenie 50 zł) mogłem obejrzeć spektakl „Nieznośnie długie objęcia”. To sztuka Iwana Wyrypajewa, w której występują Karolina Gruszka, Julia Wyszyńska, Dobromir Dymecki i Maciej Buchwald. Konwencja samej gry aktorskiej i dekoracji (a raczej jej braku) może być dla mniej zaznajomionych z teatrem dość zniechęcająca, ale jednocześnie czymś ożywczym dla koneserów sztuk scenicznych (nie zdradzę jednak, o co chodzi, tylko najbardziej zainteresowani sami zdecydują czy warto obejrzeć tę wyjątkową sztukę). Słownictwo często ociera się o rynsztokowe przekleństwa i pornograficzne opisy – ale to wszystko w taki sposób zaprezentowane, że dodaje autentyzmu całej wypowiedzi tego, co chciał przekazać twórca sztuki. Zadać należy sobie pytanie, skąd czerpał inspirację? Bo tu zdecydowana większość widzów po obejrzeniu przedstawienia dalej nie ma pojęcia, o co w tym chodziło, jakie jest główne przesłanie? Ja byłem mocno zaskoczony tematyką i tym, że ktoś zdecydował się tak kontrowersyjne tezy umieścić w komercyjnym projekcie (to nie jest jakaś sztuka niszowa, choć nie należy do kanonu komediowego – jeden z widzów był nawet zawiedziony, stwierdzając „Mayday 3 to to nie było”, a mimo to sztuka w Szczecinie zdobyła nagrodę publiczności tegorocznego Kontrapunktu). Wyrypajew przekazuje widzom tezy na temat funkcjonowania Wszechświata bardzo odmienne od tych, z którymi spotyka się wyznawca zdecydowanej większości religii, nie jest to zatem wiedza do zaakceptowania przez gorliwych Katolików. Ja znałem te tezy wcześniej dzięki lekturze trzytomowej książki „Rozmowy z Bogiem” Neale’a Donalda Walscha. To bardzo mocna lektura wyłącznie dla ludzi o otwartych umysłach. Dlatego samej sztuki „Nieznośnie długie objęcia” nie jestem w stanie ocenić w kategoriach artystycznych, gdyż dla mnie jest to raczej przekaz dla ludzi, aby szerzej otworzyli oczy i umysły.

Sezon zamykałem w połowie czerwca przedstawieniem teatru Kamienica z Warszawy pt. „Lekko nie będzie” – to lekka komedia pomyłek z doskonałą rolą Jana Jankowskiego, dziejąca się w jednym mieszkaniu. Za wiele nie ma co się rozpisywać, jeśli ktoś lubi tę kategorię przedstawień, to powinien być zadowolony, ja oceniam sztukę na solidną 4. Oto krótka zachęta z fragmentami tego przedstawienia:

Facebooktwitter

Komentarze

  1. Joanna C. 30 grudnia 2016 Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.