Zakończyła się pierwsza połowa roku 2015, która nie obfitowała zbytnio w moje wyjścia do teatru. Jedynie cztery przedstawienia miałem okazję zobaczyć na deskach scenicznych, dwa Teatru Współczesnego w Szczecinie i dwa występy gościnne. W oczekiwaniu na zbliżający się nowy sezon postanowiłem przybliżyć w kilku słowach te obejrzane spektakle. A że publikacja tego wpisu ma miejsce już we wrześniu, to zapraszam do wizyt w tego typu przybytkach kultury.
Zacznę od premiery sztuki „Godzina spokoju”, która miała miejsce w Teatrze Współczesnym w czerwcu 2015 roku, w którym to starają się dobierać bardzo ambitny, często nietypowy w środkach wyrazu, repertuar. A to sprawia, że ludzie nie walą tak drzwiami i oknami, jak do konkurencyjnego Teatru Polskiego. Jednak ta nowa sztuka z pewnością może zostać zakwalifikowana (obok „Seksu dla opornych”) do tych spektakli typowo kasowych (nazywanych mniej lub bardziej słusznie komercyjnymi).
To współczesna, pełna zwrotów akcji komedia dziejąca się we Francji. Na szczególną uwagę oprócz głównych bohaterów zwraca drugoplanowa postać hydraulika, w którego rolę wcielił się Paweł Niczewski (jego gra przypomina nieco charakterystyczny styl prezentowany przez Pawła Domagałę znanego z filmu „Wkręceni” i serialu „O mnie się nie martw”). Szczegółów scenariusza nie ujawniam – gorąco polecam i oceniam na solidną czwórkę, nie zdradza zbyt wiele także ciekawie zmontowana zapowiedź multimedialna:
Miesiąc wcześniej miałem okazję zawitać na widowni Teatru Małego (to trzecia scena Teatru Współczesnego znajdująca się na Deptaku Bogusława w Szczecinie), gdzie obejrzałem monodram „Smaki i dotyki” w wykonaniu Krystyny Maksymowicz. Jest to koprodukcja Teatru Współczesnego w Szczecinie i Teatru Rondo w Słupsku, którą określiłbym jako żeńską wersję filmu „Pod Mocnym Aniołem”. Bohaterka opowiada o swoich zmaganiach z alkoholizmem i długim etapem abstynencji, która okazuje się być również trudna do zniesienia z punktu widzenia relacji społecznych. Monodram jest dość „mocny” w swoim wyrazie (i dlatego nie jestem w stanie sensownie ocenić poziom przedstawienia), a sam scenariusz odnosi się do realiów dawnego Szczecina.
Kolejny monodram, na jaki trafiłem w tym roku, to pozakonkursowe przedstawienie „Podwójne solo” towarzyszące jubileuszowemu 50. Przeglądowi Teatrów Małych Form „Kontrapunkt”. W rzeczywistości to dwa monodramy w wykonaniu Jana Peszka. Pierwszy to grany już od 38 lat „Scenariusz dla nieistniejącego, lecz możliwego aktora instrumentalnego” – bardzo ciekawie wymyślona sztuka o dużej liczbie rekwizytów ciekawie wykorzystanych do wyrażenia różnych emocji, ubarwienia omawianych zjawisk – to jak efekty specjalne na deskach teatralnych, gdzie o takie zwykle trudno. Jeśli do tych efektów i 38 lat grania dodać kunszt aktorski, to chyba nie potrzeba dalszej reklamy, warto obejrzeć! Po przerwie aktor zaprezentował drugi monodram już nie tak rewelacyjny, tym razem środkiem wyrazu była muzyka, a przedstawienie powstało z okazji innego jubileuszu – 70 lat życia Jana Peszka, stąd tytuł „Dośpiewanie. Autobiografia”. Łącznie 150 minut obcowania z często zabawnymi scenkami – w kategorii monodramów oceniam na solidną 4+ pierwszą część i na 3+ drugą, jubileuszową. Poniżej dość obszerne fragmenty tego pierwszego monodramu:
Na sam koniec zostawiłem sztukę „Psiunio” w doborowej obsadzie: Hanna Śleszyńska, Piotr Polk, Tomasz Sapryk. To gościnne przedstawienie Teatru Kamienica z Warszawy obejrzałem jeszcze wiosną – liczyłem na zabawne wątki i się nie przeliczyłem, choć sam spektakl ma też wiele głębokich emocjonalnie wątków. To raczej tragikomedia, w której naprzemiennie pojawiają się sceny zabawne i smutniejsze, nawiązujące do dawnych zdarzeń, miłości. Moja ocena to solidna 4, zdecydowanie warto obejrzeć! Oto króciutki reportaż o tej sztuce:


Właśnie mi uświadomiłeś, że ostatnio coś mi nie po drodze do teatru było. Czas to nadrobić z nowym sezonem 🙂
Zdecydowanie polecam, bo warto!
Grzegorz Deuter ostatnio opublikował…Na dobre i na złe – 4 razy TAK