Kiedy pisałem o polskich serialach przy okazji premiery produkcji HBO „Pakt”, wspomniałem pojęcie amerykanizmu panującego w Polsce, czyli uważania wszystkiego co USA za lepsze od naszych krajowych odpowiedników. To zjawisko ma różne korzenie – dla osób nieco starszych powiew świeżości i kultury konsumpcyjnej płynących z amerykańskich filmów i seriali był dobrze odbierany w latach 80. i 90., ludzie (w tym i ja) zachłysnęli się nagłym pojawieniem się w polskiej telewizji właśnie takich seriali z USA, podobnie było z filmami w kinach (i na pirackich kasetach wideo, gdzie dominowały filmy w stylu Terminator i Rambo).
Młodsze pokolenia z kolei zostały ukształtowane już w kapitalizmie przez wszechobecny system reklamowy, który wykorzystując zapóźnienie gospodarcze Polski promował (i robi to nadal) produkty z zachodniego świata, w tym z dominującą rolą USA, zwłaszcza gdy chodzi o kinematografię. Nie ma się co dziwić temu, że wielu młodych ludzi z własnej woli karmi się amerykańską papką – scenariusze są pisane zawsze według perfekcyjnie dopracowanych schematów i uwzględniające wszystkie niezbędne składowe w odpowiednich proporcjach po to, żeby spodobały się przeciętnemu widzowi. Prawdziwie niezależnych produkcji jest niewiele…
W kinach jest podobna tendencja, największe sieci bazują głównie na filmach z Hollywood, jakieś kino europejskie to kropla w morzu, na szczęście odradza się powoli polska kinematografia i chęć chodzenia na polskie filmy (przynajmniej te komercyjne, bo już na kandydatów do Oscara tłumy jakoś nie walą).
Muszę przyznać, że po ćwierć wieku amerykanizacji polskiego widza zdecydowanie przejadły mi się ich produkcje, są w większości tak przewidywalne, jak bezmyślność wypowiedzi polityków poszczególnych partii, którym zależy tylko na tym, żeby dokopać konkurencji…
Mimo to zdarza mi się obejrzeć jakiś serial wyprodukowany w USA. Zresztą historia tego kraju wyróżnia trzy okresy popularności seriali. Pierwszy rzut, to fascynacja Amerykanów rozwijającą się telewizją, lata 60. to kultowe seriale jak Bonanza czy Star Trek. Potem była już era nasycenia i znudzenia, większą uwagę przykuwały filmy kinowe, aż do czasu pojawienia się nowej ery seriali wysokobudżetowych, którą mamy do dziś, a którą zapoczątkowała „Rodzina Soprano” – wielki przełom w spojrzeniu na współczesne seriale nie tylko na rynku lokalnym, ale i światowym. Serial nawiązujący tematyką (ponadto zagrało w nim sporo tych samych aktorów) do filmu „Chłopcy z ferajny” składa się aż z 86 odcinków nakręconych w ramach 6 sezonów. Jeśli ktoś nie miał okazji zobaczyć, to serdecznie polecam.
Kolejny serial godny polecenia ze względu na niezłe przegięcia ukazane w formie komediowej to „Californication” – historia Hanka Moody’ego (granego przez Davida Duchovnego znanego wcześniej z „Archiwum X”), znanego pisarza żyjącego w XXI wieku ciągle według reguł dzieci kwiatów (przygodny seks, alkohol, narkotyki), stale zakochanego w Karen (Natascha McElhone). Obraz dość mocny w swym wyrazie i choć wydaje się, że po obejrzeniu każdego kolejnego sezonu nie może w kolejnym wydarzyć się już nic bardziej zaskakującego – widz ciągle dostaje solidną dawkę mocnych wrażeń (zwłaszcza pod kątem rozwiązłości i dewiacji seksualnych bohaterów), no może z wyjątkiem ostatniej serii. Łącznie nakręcono 84 odcinki w ramach 7 serii.
Trzeci wyjątkowy serial (tym razem typu SciFi), którego pierwszy sezon niesamowicie mnie wciągnął, to „Pod kopułą” (patrz foto u góry wpisu). Jest to pierwsza próba przedstawienia w formie serialu opowieści znanego autora książek Stephena Kinga (wcześniej ekranizacje jego powieści dotyczyły wyłącznie filmów pełnometrażowych). Tu jednak pojawiły się jedynie 3 serie po 13 odcinków i ponoć więcej ich nie będzie, mimo że nie wszystko się wyjaśnia, niestety Polska należy do wciąż zacofanych krajów, bo choć sam serial emitowany był w kanale premium (Canal+), to i tak z dużym opóźnieniem względem emisji w USA, zatem trzecią serię miałem okazję zobaczyć z wielomiesięcznym obsunięciem…
Super trafilam, gdyz szukam seriali na jesienne wieczory 😀
Ostatnio moim faworytem jest Peaky Blinders, już 4 seria. No i Babilon Berlin jest niezły. Oba nie-amerykańskie 🙂
pozdrawiam
bm
Z amerykańskich seriali najbardziej lubiłam Z Archiwum X:) Reszta w większości była zbyt shematyczna i przewidywalna:)
Erra Mood ostatnio opublikował…Wiosenne komplikacje
Dla mnie Archiwum X ma specjalne miejsce w sercu, to serial, którego „nie mogłam oglądać” wiekowo, a jednak na sam dźwięk czołówki byłam już na schodach. Oglądałam każdy odcinek jaki oglądali rodzice.
Beata ostatnio opublikował…Szklana Plaża w Fort Bragg (Kalifornia) – realna baśń czy chwyt marketingowy