Z bioenergoterapeutą, praktykiem zdrowia Józefem Słoneckim zetknąłem się już kilkanaście lat temu. Poznałem go (może nie osobiście, ale kilka razy rozmawialiśmy przez telefon), poszukując dróg do zdrowia, wiedząc już, że lekarze zajmują się głównie leczeniem, rzadko wyleczeniem człowieka. A jak podkreśla Słonecki:
„Zdrowie to obiektywny brak potrzeby korzystania z usług medycznych”
Pomagałem mu nawet kiedyś przy edycji pierwszych dwóch tomów czterotomowego cyklu „Zdrowie na własne życzenie”, który polecam każdemu chcącemu zrozumieć wiele mechanizmów zdrowia jak i powstawania chorób (a także tego, czym choroby nie są). Później jakoś nasze drogi się rozeszły, choć z jego metod stale korzystam.
Ostatnio zaś zauważyłem jego nową książkę, która jest w pewnym sensie wersją skróconą wspomnianego czterotomowego cyklu liczącego łącznie 1024 strony. Choć nie tylko, bo na 192 stronach książki „Zdrowie… i tyle” oprócz wersji wiedza w pigułce, znaleźć można kilka nowych istotnych propozycji (dwie dodatkowe propozycje kuracji oczyszczających w tym oczyszczanie totalne sokiem z czarnej rzepy) i komentarzy.
Nie ze wszystkimi tezami Słoneckiego się zgadzam, bo jego wiedza (co warto pochwalić) opiera się między innymi na starych dobrych podręcznikach medycyny (sprzed epoki prania mózgów lekarzom przez koncerny farmaceutyczne). Jednak odnośnie witaminy D3 Słonecki upiera się, że współczesne podniesienie norm jej poziomu we krwi jest nieuzasadnione i rzekomo nie da się naturalnie (z żywności i słońca bez suplementacji) podnieść go powyżej 20-25 ng/ml. Przeczą temu badania ludzi, którzy po powrocie z wycieczek do słonecznych (acz europejskich kurortów) mają poziomy 130 do nawet 200 ng/ml.
Józef Słonecki stawia na naturę i tu go popieram, ale kiedy świat staje się tak odległy od natury, że czasem trudno znaleźć żywność (warzywa, owoce) dobrej jakości (bez zanieczyszczeń a jednocześnie z odpowiednio do natury dużą zawartością minerałów), to należy postępować tak – aby przetrwać w tych nienaturalnych warunkach. Stąd wobec zagrożenia płynącego ze zdewastowanego środowiska trzeba podjąć próbę nadnaturalnych metod wsparcia zdrowia (tu mowa o suplementacji). To moja opinia (jak i wielu lekarzy typu Jaśkowski, Czerniak, Pokrywka), z którą Słonecki się nie zgadza.
Choć Słonecki ostro krytykuje Jerzego Ziębę za promowanie suplementacji, to w wielu miejscach mają wspólne zdanie, choćby co do mitu cholesterolowego czy podawania dożylnego witaminy C (w formie askorbinianu sodu) chorym na sepsę. Warto tu podkreślić, że sam Słonecki rzadko powołuje się na prace naukowe, za to u Zięby widać to na każdym kroku (nie tylko w jego książkach ale i w nagraniach dostępnych na youtube).
Mimo tych rozbieżności uważam, że zawsze w pierwszej kolejności należy zacząć od propozycji jak najbliższych naturze – a tu książka „Zdrowie… i tyle” wydaje się być wyjątkowa. Kluczem do sukcesu zachowania zdrowia według Słoneckiego jest mikstura oczyszczająca i koktajle błonnikowe – stosuję je już kilkanaście lat z dobrym skutkiem. A do tego właściwie zbilansowany sposób odżywiania i odpowiednia dawka ruchu.
W książce znajdziemy też wiele innych informacji i kuracji celowanych, kiedy dany narząd ciała wymaga oczyszczenia (drogi oddechowe, moczowe, wątroba, i inne). Znajdziemy także przepis na domowy ocet jabłkowy czy chleb bezmączny (i bez innych szkodliwych klejów, jakie są w sklepowych chlebach bezglutenowych).
Ta książka to podstawa informacyjna dla każdego, kto chce dojść do zrowia i je utrzymać, każdemu ją polecam!
Faktycznie warto zapoznac się z tą książką. Muszęją sobie kupić.