Postanowiłem opisać kilka moich przemyśleń na temat zakupów w sieci i firm kurierskich. Był weekend, wiadomo sklepy w większości nie działają, ale w sieci zamówienia składać można. Złożyłem więc zamówienie z opłatą natychmiastową, w poniedziałek sklep się uwinął i przesyłkę wysłał. Wybrałem podstawową ofertę w InPost, czyli list polecony (przesyłka była o wadze 1kg), której usługa była wyceniona w sklepie na 3,94 zł. Tego samego dnia dostałem maila z systemu InPost (godzina 16:54) z informacją „Doręczenia pod wskazany adres możesz spodziewać się w deklarowanym terminie trzech dni roboczych”. Bardzo szybko przesyłka dotarła do ich bazy w moim mieście, czyli Szczecinie (chyba w środę już była w systemie widoczna – niestety ich system powiadomień usuwa poprzedni status i wyświetla tylko aktualny, nie ma więc historii, co np. jest dostępne w przypadku usług Poczty Polskiej), ale status o tym, że przesyłka jest w rękach doręczyciela pojawił się dopiero w piątek rano! Czy myślicie, że ów doręczyciel pofatygował się tego dnia, żeby ją dostarczyć? A gdzież tam! Potem był weekend, wiadomo – wolna sobota dla takich tanich przesyłek, a poniedziałek też dla doręczycieli chyba plaża (to jeszcze latem było)… Po 8 dniach (bez 2h), czyli po 6 dniach roboczych (przypominam, że deklaracja usługi to 3 dni robocze!) wrzucono do skrzynki awizo, bo nikogo w domu nie było.
Ale to nie wszystko, bo przesyłka zaadresowana była na adres mojej mamy (choć na moje imię i nazwisko), która nie doczekała się odbioru przeterminowanej przesyłki i wyjechała na tydzień. Problem w tym, że nic nie wiedziałem o żadnym awizo, bo… status Doręczono w systemie wskazywał wraz z komentarzem, że „Przesyłka została odebrana przez Adresata lub osobę upoważnioną” – jak dla mnie to nie jest równoznaczne z zostawieniem awizo w skrzynce! Wkurzyłem się, bo skoro nie mama odebrała, to kto? Ktoś z sąsiadów? Miałem już raz sytuację, że doręczyciel Poczty Polskiej pomylił adresy i dał byle komu, pisałem już o tym przy okazji książki Kominka.
O tym, że w skrzynce znalazło się awizo i że przesyłkę należy odebrać w oddalonym o ponad 2 km oddziale InPost dowiedziałem się dopiero po następnych kilku dniach, po powrocie mamy do domu. Poszedłem więc i odebrałem przesyłkę, której najpierw pan nie mógł znaleźć fizycznie (na końcu ją gdzieś odkopał), potem też szukał w systemie i jej nie widział, a na końcu na moją uwagę, że 8 dni oczekiwania, to trochę przesada – z uśmiechem odpowiedział, że w ten rejon to raz w tygodniu się wybierają, bo brak im doręczycieli… (a to nie jakieś zadupie, tylko gęsta zabudowa wieżowców w dużym mieście, jakim jest Szczecin!). Jak widać za 3,94 zł wszyscy mają wszystko w dupie… A jeszcze kilka dni wcześniej oglądałem wywiad z przedstawicielem władz InPostu, który właśnie zachwalał, że są bardziej konkurencyjni zwłaszcza na tym najtańszym obszarze przesyłek w porównaniu do Poczty Polskiej.
Tymczasem gdy chodzi o porównanie systemów internetowych, czyli tego, co może obserwować nadawca i odbiorca, śledząc przesyłkę, to w InPost jest podawany tylko bieżący krok (brak historii wcześniejszych kroków, gdzie i kiedy przesyłka była po drodze), w odróżnieniu od Poczty Polskiej, gdzie jest cała historia trasy – to ważny aspekt, o ile wprowadzane są prawdziwe dane.
No dobrze, a może to przypadek jednorazowy? Nie! Kolejna przesyłka z wykorzystaniem dokładnie tej samej usługi dotarła z podobnymi problemami. I znów po kolei. Dostaję maila z systemu InPost w środę o g. 17:56, że przesyłka jest w drodze, następnego dnia już o godzinie 13:44 zmienia się status na „Przyjęta w Oddziale Docelowym”, niby szybko – myślę sobie. Ale myli się ten, kto pomyśli, że następnego dnia powinien ją odebrać doręczyciel i dotrzeć z nią do mnie. Nie! Ona sobie po prostu leży… Bo w InPost mają pewnie dłuuuugie weekendy i w piątki nie pracują. W poniedziałek również nic, bo faktycznie okazuje się, że raz w tygodniu dostarczają, bo dopiero we wtorek (ten sam dzień co poprzednim razem) po południu przesyłkę doręczono – tym razem to tylko 6 dni (4 dni robocze)… Ciekaw jestem jak to w małych miejscowościach jest, może raz na miesiąc?
A teraz o innym zakupie w sieci, również zlecanym w weekend. Tym razem nie było żadnej innej opcji wyboru: tylko przesyłka kurierem UPS z opłatą za towar u kuriera. Usługa z górnej półki wyceniona na 14 zł (ceny, które ja podaję, to ceny ustalane przez sklepy, mogą uwzględniać koszt opakowania, indywidualne umowy z doręczycielami, stosować zniżki zależne od kwoty zakupu – nie zawsze są to te same ceny, jakie firma wysyłkowa oferuje przeciętnemu Kowalskiemu). Sprzedawca niesamowicie pilny, bo mail od UPS o wysyłce wysłany już w poniedziałek o 7:40 rano! Zawierał informację, że mam oczekiwać przesyłki we wtorek, faktycznie następnego dnia ok. 9:45 dostałem sympatyczny sms z informacją od kuriera, że zjawi się u mnie między 11-tą a 13-tą i jeśli nie będzie mnie w domu w tym czasie, to prosi o kontakt telefoniczny. Jeszcze lepszego rozwiązania nie spotkałem i trudno mi ocenić, czy to ich standardowa procedura, czy też ten akurat kurier ją opracował, jako optymalną. I faktycznie pan się zjawił z przesyłką i podsunął mi pod nos jakiś terminal z ekranem, na którym miałem się rysikiem podpisać, spytał jeszcze o nazwisko, wziął kasę i wręczył przesyłkę. Po kilku minutach, gdy zajrzałem do systemu UPS w sieci, odbiór przesyłki był już zaksięgowany z czasem co do minuty dokładnym – to znaczy, że ten terminal jest połączony z ich siecią i w czasie rzeczywistym przekazuje dane.
Wielokrotnie wcześniej z różnych firm doręczających przesyłki korzystałem i wyglądało też różnie. Czasem dzwonią tuż po ósmej rano (inteligencja śpi jeszcze o tej porze, ale kto by się tym przejmował), że dziś będą i nawet godziny nie podadzą, tylko się pytają, czy ktoś będzie w domu.
Inna opcja (wykorzystują ją w Poczcie Polskiej), dzwonią na kilka-kilkanaście minut przed dostarczeniem, czy warto się zjawić, czy ktoś będzie w domu, a może sąsiadowi zostawić itp. pytania.
Najgorsze rozwiązanie to telefon, że doręczyciel stoi pod klatką i nikt mu nie chce otworzyć – zdziwiony pyta (sam jest sobie winien, że źle organizuje sobie własną pracę), kiedy będę w domu.
Ogólnie najczęściej do tej pory korzystałem z Poczty Polskiej, ale tutaj są różne rozwiązania. Np. dla wygody wyraziłem zgodę na wrzucanie listów poleconych do skrzynki na listy, ale zwykle i tak otwór jest za mały, aby tam coś upchnąć.
Czasem tania lub nawet darmowa dostawa jest oferowana w wersji z odbiorem przesyłki w placówce Poczty, do której mam jakieś 500 metrów, to mogę się pofatygować wieczorem przed zamknięciem, bo wtedy zwykle kolejek nie ma (o dostępności przesyłki w punkcie odbioru informują smsem).
Inna opcja to usługa Pocztex (najdroższa w ramach Poczty Polskiej, ale korzystam przy dużych zakupach, gdzie zwykle jest już taka usługa wliczona w cenę) – oni mają w zwyczaju rozwozić paczki po godzinie 14-tej i pracują do późnego wieczora, to daje im dużą skuteczność doręczeń, bo nawet najoporniejsi odbiorcy w końcu do domu wracają się przespać, najpóźniej ok. 21-ej mi doręczali przesyłkę – nie narzekałem, w końcu każdy zamawiający z ochotą rozpakowuje to, co sobie zamówił w sieci 🙂 Pocztex wysyła informacje o tym, że można w sieci śledzić przesyłkę, smsem – do tego są faktycznie szybcy, ostatnio od tego smsa (z informacją, że przesyłka została nadana) do dostarczenia minęły ledwie 24h!
Na koniec zostawiłem najbardziej nietypową usługę – odbiór osobisty w Kiosku Ruchu. Jest równie tani (u niektórych sprzedawców na allegro nawet tańszy) jak w InPost, choć tu sklepy internetowe muszą się wysilić, żeby ich system sprzedaży poprawnie to obsługiwał. Chodzi o to, że nie ma odgórnych rejonizacji (przypisania mieszkańca danej ulicy do konkretnej placówki, jak to ma miejsce w przypadku Poczty Polskiej i InPost) i klient musi sam zdecydować, z którego kiosku w jego mieście chce przesyłkę odebrać (a nie wszystkie chyba kioski oferują taką możliwość). Dodatkową trudnością jest fakt, że to najczęściej autonomiczne budki stojące na ulicy, które czasem nie posiadają własnego adresu – posiłkować się trzeba najbliższym adresem i opisem charakterystycznych punktów sąsiadujących z tym kioskiem.
Kiedy pierwszy raz postanowiłem skorzystać z ich usług, miałem mały problem, bo podany w systemie adres i opis nie zgadzały się. Różnica kilkuset metrów, jaką wskazywał google maps wynikała z tego, że jakiś adres trzeba podać do lokalizacji geograficznej i ktoś przy wprowadzaniu do systemu pomylił się o 1 numer klatki sąsiedniej. A problem polega na tym, że parzyste i nieparzyste numery na tej ulicy są bardzo odległe od siebie. Jednak zaufałem opisowi, który jednoznacznie wskazywał miejsce i okazało się właściwe i co najważniejsze jest ono jeszcze bliżej, niż placówka Poczty Polskiej – jeśli tylko mogę, to korzystam, bo jest tanio, blisko i bardziej niezawodnie niż w taniej wersji InPost.
W rozwiązaniu odbioru z Kiosku Ruchu dostajemy informację smsem, że już przesyłka jest dostępna, a w nim jest też PIN, który trzeba podać przy odbiorze (Poczta Polska sprawdza zamiast tego dowód osobisty).
Jeśli wybierzesz odbiór osobisty w placówce (lub nieoczekiwanie znalazłeś awizo, bo nie było Cię w domu na czas), to musisz znać godziny otwarcia, a te mogą się różnić znacząco. Najgorzej jest u mnie z InPost, działają tylko od poniedziałku do piątku i tylko do godziny 17:00, Kiosk Ruchu czynny jest do 18:00, a nawet w sobotę, choć krócej, za to placówka Poczty Polskiej czynna jest aż do 20:00, a w sobotę do 14:00 – choć ma największe ryzyko pojawienia się kolejki.
Trudno wyciągnąć jednoznaczne wnioski, każdy ma inne wymagania, możliwości godzinowe odbioru, ale jedno jest zauważalne wyraźnie: te droższe usługi (kilkanaście złotych za przesyłkę) są realizowane na dużo wyższym poziomie – oferują krótki czas dostawy, a ponadto zależy im na tym, żeby osobiście dostarczyć przesyłkę, dostosowując się do indywidualnego klienta i jego możliwości dotarcia do domu.


Sam miałem przeboje z firmami kurierskimi. Nie ma mnie w domu w różnych porach i nawet zaznaczenie na przesyłce, że np. jestem do 12 nie pomagało. Niby są kurierzy popołudniowi tylko co zrobić gdy ktoś pracuje po południu? Mój rejon zamieszkania obsługuje kurier popołudniowy a rejon pracy kurier poranny czyli i tu i tam trafiają właśnie gdy mnie nie ma.
Odbiór w ruchu jest najfajniejszy. Bardzo tanio. Gdy już przyzwyczaimy się który kiosk jest ten nasz to nie ma żadnych problemów. Sms i możemy wziąć paczkę o dowolnej porze. Prawie jak paczkomat, tylko przeważnie jest pod domem.
Kurier na pewno lepszy niż poczta, ale czy dobry… kiedyś powiedziałbym, że tak, a teraz korzystam tylko z paczkomatów. 🙂
Magusz ostatnio opublikował…Odpowiedni papier fotograficzny
Ja jak tylko mogę to nie zamawiam kuriera. Miałem już takie negatywne doświadczenia, że zostawiali przesyłki sąsiadom nawet nie pytając się o zgodę, albo musiałem jeździć odbierać na drugi koniec miasta bo przecież w godzinach pracy nie ma mnie wo domu. Częściej wolę normalną przesyłkę, którą odbiorę sobie na poczcie albo zamawiam do paczkomatu i odbieram kiedy chcę.
Ja już trzy razy musiałam odbierać przesyłkę osobiście chociaż zawsze przez cały dzień ktoś był w domu. Muszę rzeczywiście spróbować paczkomaty