Czar słodyczy, czyli o czekoladzie i nie tylko

Czekolady i pralinki - pyszne słodkościRzadko można spotkać kogoś, kto przejdzie obojętnie obok czekoladowych słodkości i innych słodyczy. A jednak mało się pisze w sieci na te tematy (zapewne więcej o ciastach, bo teraz zapanowała moda na blogi kulinarne). Bo niby o oczywistościach nie ma co pisać, wystarczy iść do sklepu, sięgnąć na półkę i zapłacić – a potem rozkoszować się smakiem do woli.

A jednak są tacy, co niemało piszą o przeróżnych słodyczach, dziś wywiad z autorem blogu CzarSłodyczy.eu. To pierwszy mój gość w tej konwencji przedstawiania ciekawych blogów i tego, co mają do powiedzenia ich autorzy. Zacznijmy od najbanalniejszego pytania: skąd pomysł na taki blog?

To po części moja pasja, tzn. zajadanie się słodyczami, głównie czekoladowymi, bo jakieś tam galaretki w cukrze czy inne krówki, to nie moja bajka. Poza tym zauważyłem, że bardzo trudno w polskim internecie coś sensownego przeczytać o danym produkcie, głównie to tylko drobne notki w sklepach internetowych. Owszem, jest trochę treści, nawet blogów o słodyczach, nie popadajmy w skrajności, ale jak sam opiszę jakiegoś wafelka czy batonika, to taki tekst bez jakiegokolwiek promowania strony pojawia się wysoko w wynikach wyszukiwania Google. Czyli taka łatwość wejścia do Top10 też potwierdza, że mało mam konkurencji.

A samo opisywanie to też tylko pasja, czy chęć zarobku, może na reklamach?

Przez pierwszy rok nawet żadnych reklam nie miałem, ostatnio trochę wstawiłem, ale nie promowałem jeszcze tego bloga, a tematyka mimo popularności słodyczy na półkach sklepowych, w sieci bardzo niszowa, nawet na utrzymanie strony te reklamy pewnie nie wystarczą. To bardziej hobby, jak większość blogów w sieci.

To o czym piszesz już tak w szczegółach?

Każdy wpis jest recenzją pojedynczego produktu, sporadycznie pojawiają się artykuły wielozagadnieniowe, jak choćby ten o bombonierkach, gdzie samodzielnie dokonałem przeglądu tych najsmaczniejszych jaki i zaproponowałem te tańsze, a przy tym też warte spróbowania. W tytule każdego opisu podaję nazwę produktu i producenta lub markę towaru, bo nie zawsze to jest jednoznaczne. Wrzucam co najmniej jedną fotkę opakowania, krótki opis, informacje typu waga i cena, no i gdzie można kupić dane słodycze.

Skoro wspominasz o bombonierkach, to czy masz jakiś szczególny preferowany typ dominujący w opisach: czekolady, a może jednak te bombonierki?

Nie, czekolady od czasu do czasu opisuję, ale to raczej nudny temat, bo jak bardzo mogą różnić się między sobą modele podstawowe poszczególnych firm? Z kolei z bombonierkami zawsze są problemy, bo mają wiele składowych i część może być rewelacyjna, a część nie w moim guście. Mimo to czasem warto liczyć na niespodziankę i czasem pochylam się nad takimi eksperymentami, sięgając na półkę sklepową po coś nieznanego.

No właśnie, poruszyłeś temat Twojego gustu, a co w sytuacji, gdy jakiś produkt Ci nie smakuje?

Rzadko się to zdarza, ale po prostu o nim nie piszę, w końcu to moje subiektywne odczucia, nie ma sensu narażać się producentom, ani zrażać do danego batonika czy cukierków czytelników, którzy mogą mieć inne preferencje smakowe. Ale owszem, podaję zawsze ocenę w skali od 1 do 5. Najczęściej dominują oceny 2 i 3, ale zdarzają się wyjątkowe słodkości ocenione na 4 a nawet 5. Przy czym na ocenę wpływa nie tylko smak, ale i jakość wykonania no i cena w przeliczeniu na kilogram, bo tu rozpiętość jest znaczna, zwłaszcza między produktami z Biedronki i Almy, choć w obu sklepach da się trafić na wybitne produkty. Mój blog ma przede wszystkim uświadamiać czytelnikom, że jeszcze nie wszystkiego spróbowali, dawać im inspirację zarówno dla własnych doznań smakowych jak i w postaci pomysłów na słodkie upominki, czyli prezenty.

Hmm, skoro tyle wiesz o słodyczach i się nimi zajadasz, a nie jesteś kobietą, to chyba mogę spytać o Twoją wagę? Czy to grząski temat?

Mam to szczęście, że nie tyję zanadto, waga zależna jest od wzrostu, więcej więc powie mój wskaźnik BMI wynoszący 20,5, a przez wiele lat nawet miałem problem, aby zmieścić się w dolnym progu 18,5.

Staram się często przekazywać moim czytelnikom nietypowe informacje, o których większość mało wie i dyskutuje. Czy mógłbyś czymś takim nas zaskoczyć ze swojej tematyki?

Tak. Dwie sprawy. Po pierwsze jest takie zagadnienie jak poziom słodkości, który sam wprowadziłem u siebie na blogu przy ocenie produktów. Chodzi o to, że producenci tego nie dostrzegają (mają w nosie lub po prostu idą na łatwiznę i produkują tylko taki model towaru, który najlepiej się sprzedaje). A przecież gusta są różne, niektórzy lubią delektować się wyłącznie kawałkiem gorzkiej czekolady, czyli produktu z zawartością kakao na poziomie minimum 70%, a są i tacy, którzy rzucają się wyłącznie na ultrasłodkie krówki czy cukierki karmelowe. I tu ważna uwaga: poziom słodkości odnosi się nie do zawartości węglowodanów w produkcie, lecz subiektywnej oceny. Podając skrajny przykład, to cytryny i słodkie mandarynki mają prawie tyle samo węglowodanów. Tu chyba więcej komentarza nie trzeba, aby zrozumieć ten przykład. Niestety wśród producentów nie ma jakiejś wyrobionej praktyki, aby oznaczać produkty wskaźnikiem poziomu słodkości.

Ponadto gusta są różne kulturowo, bowiem to, czego nauczymy dzieci, takie nastawienie im zostanie na resztę życia. Np. we Francji popularna jest czekolada z dużą zawartością kakao, w Niemczech ze średnią, czyli produkty z czekoladą deserową, a w Polsce wybitnie mleczne będące aż na skraju wyrobów czekoladopodobnych. To co ładują do czekolady pod hasłem niby zdrowego mleka, to jakaś abstrakcja. Ma to absolutnie zerowy związek ze zdrowiem, a najwyraźniej mleko w proszku jest tańsze od dobrego gatunkowo kakao. Cukier mleczny daje inne odczucie słodkości, niż posłodzenie krystalicznym cukrem np. soku z cytryny, czy herbaty z cytryną – w moim odczuciu raczej w nadmiarze psujący smak czekolady.

Czyli to uzasadnia dużą popularność Milki w naszym kraju?

Tak, to na pewno, choć to dobry producent. Ale jak już wziąć pod uwagę jakieś firmy krzak produkujące świąteczne mikołaje, zajączki – no to już jest tragedia, tego zjeść się nie da i tego nikomu nie polecam.

Wspominałeś jeszcze od drugiej ciekawostce, temacie do rozmów, co miałeś na myśli?

Tak, chodzi o jakość polskich słodyczy. Absolutnie nie mamy się czego wstydzić i sięgać wyłącznie po jakieś Milki czy inne Merci. Mamy genialne tradycje jeszcze z poprzedniego ustroju, ale i wiele nowych produktów i producentów oferuje Świetnej jakości słodycze. Trzeba tylko umieć je sobie odnaleźć, często jest bowiem tak, że jakiś towar nie może przebić się do klienta, bo producent nie idzie na ugodę wymuszania niskich cen przez sieci handlowe. Np. nie jest łatwo trafić na szerszą ofertę Goplany, nawet inni producenci, jak choćby Solidarność, mają ledwie po kilka produktów na półce hipermarketu z bardzo szerokiej oferty swoich słodyczy. Dobre marki to też Wawel, Wedel, czy nawet mało znana spółka Baron, której bombonierka mnie kiedyś pozytywnie zaskoczyła smakiem światowej klasy. Nasi producenci są mało znani za granicą, stąd nie dyktują zbyt wygórowanych cen i powinniśmy cieszyć się krajowym rynkiem dobrych marek, a nie wyłącznie oglądać na towary z Niemiec, Belgii, Szwajcarii. Gdyby nie siła reklamy międzynarodowych koncernów, to mało kto sięgałby po jakiegoś Marsa, bo to kiepska oferta w porównaniu np. do flagowych produktów Wawelu jak choćby Tiki Taki.

Dziękuję za rozmowę, grafikę ubarwiającą powyższy tekst i zachęcam moich czytelników do zajrzenia od czasu do czasu na Twój czekoladowy blog w poszukiwaniu słodkich inspiracji.

Facebooktwitter

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.