Pewnie wiele razy już czytaliście to motto, aby pracować mądrze a nie ciężko i to prawda. Ale ja bym dodał, że na sukces finansowy warto popracować mądrze i ciężko przez pewien czas, ale tylko wtedy, kiedy budujemy własny biznes – nie cudzy, bo to nie ktoś ma być dzięki nam bogaty (tzn. może, jeśli to nasz klient, a nie pracodawca, który oferuje nam wyłącznie pensję i opłaty za nadgodziny) – to my powinniśmy zyskiwać, jako pracodawcy, jeśli zdecydujemy się zatrudnić innych. Teraz widzisz, to jest ten kierunek, w którym warto podążać (być pracodawcą), a ponieważ zdecydowana mniejszość tak robi, to postaraj się do owej bogatszej mniejszości dołączyć. Nikt nie mówi, że będzie łatwo, ale poszukać swojej drogi szybkiego ruchu zawsze warto, wcześniej odpowiednio się do tego przygotowując.
Tworzenie własnego biznesu (jednoosobowego lub z wieloma pracownikami) to coś, co powinno dać nam nie tylko duże dochody ale i satysfakcję. A wtedy łatwiej o ciężką pracę i motywację do niej. Przy czym nie do ZUSowego wieku emerytalnego mamy tak ciągnąć. Na tym polega plan, na jakim oparł swoją drogę MJ DeMarco autor książki „Fastlane milionera”. Tytułowe hasło książki określa wspomnianą wyżej drogę szybkiego ruchu – to ona pozwala osiągać większe zarobki, niż nawet świetna etatowa praca (bo ta zwykle ma swoje ograniczenia). Stworzenie dobrej firmy, świetnego produktu pozwala na uzyskanie w pewnym momencie wolności finansowej, czyli sytuacji, w której mamy już taki dochód (nazywany zwykle pasywnym, bo nie trzeba w niego wkładać swojej pracy, aby ciągle się pojawiał na naszym koncie), że nie musimy już pracować do końca życia – wymarzona sytuacja, prawda? Ale po kolei.
Spora część społeczeństwa, to według DeMarco tzw. chodnikowcy, ludzie bez zaplecza finansowego, żyjący od wypłaty do wypłaty, czasem na umowie zleceniu (czyli tzw. umowie śmieciowej, bo nie z wyboru a z braku innych możliwości). Utrata pracy w ich przypadku bywa krytycznie trudną sytuacją. Nieco lepiej powodzi się przeciętniakom, tzw. ludziom będącym na ścieżce slowlane. To typowi pracownicy na etacie, którzy nawet są w stanie pewną część swoich comiesięcznych dochodów odłożyć (nazywam to racjonalnym oszczędzaniem, o tym jest właśnie cykl moich publikacji Pomysły na oszczędzanie). Na przykład sędziowie, profesorowie, lekarze – potrafią nawet żyć na niezłej stopie finansowej, ale wielu z nich jest tylko trybikiem w ogromnej maszynie i zwykle pracują więcej niż 40 godzin tygodniowo, aby do czegoś dojść (np. do profesury). Tacy ludzie są potrzebni, to oczywiste, podobnie jak kasjer w sklepie – każdego trzeba szanować na równi. Ale jeśli masz wybór i go zauważasz, to możesz spróbować innej drogi, dzięki której będziesz miał szansę należeć do grupy górnych 3% ludzi – tzw. elity (oceniając ludzi finansowo, intelektualnie, a przede wszystkim na podstawie poziomu zadowolenia z życia).
Trudno bowiem być w pełni zadowolonym ze swojego życia, stale martwiąc się o rachunki i raty kredytów do opłacenia, czyli o kiepski stan swojego konta.
Według znanego autora książek na temat sukcesu osobistego, Roberta T. Kiyosakiego można wprowadzić podział ludzi na cztery grupy pod względem podejścia do zarabiania (stąd tytuł jednej z jego książek „Kwadrant przepływu pieniędzy”). Pierwsza grupa oznaczona literą P – to pracownik etatowy (lub na umowie śmieciowej). Druga grupa ma oznaczenie S i dotyczy osób samozatrudnionych – ot np. drobny usługodawca, nie ma nad sobą szefa, ale też i nikogo nie zatrudnia. W obu tych grupach mogą być zarówno chodnikowcy jak i podążający ścieżką slowlane, bo cechą wspólną jest to, że ich zarobki są zwykle proporcjonalne do poświęconego czasu pracy. Problem w tym, że wolnego czasu, który możemy przeznaczyć na pracę w ciągu miesiąca nie mamy zbyt wiele, stąd pojawia się sufit, swojego rodzaju blokada maksymalnych dochodów. Jak twierdzi DeMarco: wymieniając siłę życiową na pieniądze, wykonujemy to zazwyczaj niechętnie, bo słabym interesem jest pięć dni niewolnictwa za dwa dni wolności w tygodniu… Owszem, ciut więcej zarobimy, jeśli dłużej zostaniemy w pracy, ale to oznacza wzrost poziomu naszego zniewolenia pracą zarobkową.
Rozwinięciem samozatrudnienia (które ma tę cechę, że nie mamy nad sobą przełożonych) jest kategoria B, czyli biznesmenów – osób prowadzących własną firmę, w której zatrudniają ludzi (to nieistotne czy na etacie, czy tylko zlecając im pojedyncze zadania – wszystko zależy od tego, co w danym momencie się opłaca). W ten sposób przedsiębiorca-biznesmen kupuje czas innych ludzi, ważne jest jedynie to, aby każdy zatrudniony przynosił firmie więcej dochodu, niż sam otrzymuje wynagrodzenia. I to jest kierunek, jaki obrał DeMarco i nazwał go Fastlane (droga szybkiego ruchu). Tylko w tej opcji nie ma sufitu zarobków dla właściciela dobrze prosperującej firmy. Trzeba mieć jednak świadomość, że pierwszy okres dla biznesmena jest dużo trudniejszy niż codzienna wegetacja życiowa osób z kategorii P i S. Ponadto nie każdy biznes musi się udać, to ryzyko zawsze istnieje, ale nikt nie zabrania nam próbować drugi, trzeci raz z innym podejściem, w innych branżach – ze stale wzrastającym doświadczeniem.
No to niby jak to jest? Biznesmen przecież jest jeszcze bardziej zaangażowany w rozwój swojej firmy, więc jego poziom niewolnictwa bywa skrajnie wysoki. Tak, zgadza się, ale jest to działanie zgodnie z określonym celem. W pewnym momencie firma może rozrosnąć się do tego stopnia, że przynosi już znaczące dochody, a do tego jesteśmy w stanie zatrudnić zastępców, którzy będą nadzorować jej działalność bez naszego udziału (lub z minimalnym wkładem czasu na nadzór działań kadry kierowniczej). To jest punkt zwrotny, zaczynamy należeć do czwartej grupy określanej przez Kiyosakiego literą I – inwestorów. Inwestor, to ktoś, kto np. może przejmować już kolejne firmy za zgromadzony wcześniej majątek, rozwijając swoją firmę przez tzw. akwizycję (przejęcia mniejszych graczy). Może też inwestować środki w zupełnie inne branże, stając się kluczowym udziałowcem w innych firmach.
Może to być także rozumiane w inny sposób. Inwestowanie może polegać na sprzedaniu dobrze prosperującej już firmy (jeśli jej cena będzie na wystarczającym poziomie), a następnie zwykłym nabyciu akcji i obligacji kilku spółek na giełdzie papierów wartościowych, część środków ze sprzedaży firmy może znajdować się na lokatach bankowych i w funduszach inwestycyjnych, a inną można przeznaczyć na zakup gruntów i lokali na wynajem (więcej o inwestowaniu w specjalnym cyklu). Odpowiednia dywersyfikacja takiego portfela zapewnia jego dość solidne bezpieczeństwo i w miarę przewidywalny długoterminowo zakres zysków, które po uwzględnieniu podatków i inflacji możemy wydawać, nie tracąc jednocześnie bazowej puli środków (kapitału, który pracuje na utrzymanie naszej wolności finansowej). A na co nam niezależność finansowa? To możliwość kupienia sobie wolnego czasu na przyjemności bez potrzeby obowiązkowego wstawania każdego ranka do niezbyt lubianej pracy! Wystarczający argument?
I tu ważna uwaga – ten typ inwestowania zwykle służy do zachowania zgromadzonego wcześniej majątku, a nie do jego zbudowania, o czym marzy wielu początkujących graczy giełdowych. Takie marzenia rzadko się spełniają przez zwykłe handlowanie akcjami (poza drobnymi wyjątkami, np. gdy ktoś inwestuje, dysponując cudzym kapitałem, to przykład ludzi tworzących fundusze inwestycyjne – czyli tak naprawdę specyficzną formę biznesu).
Nie każdy nadaje się do skutecznego przejścia przez wszystkie cztery fazy, ale zyskując wiedzę o takim podziale społeczeństwa, masz większy wybór, rozumiesz podstawy mechanizmów i możesz podejmować próby eksperymentowania z różnymi podejściami. Wiedza to potęga, daje Ci przewagę nad innymi, o ile odpowiednio wdrażasz ją w swoje życie. Większość nawet po przeczytaniu tego tekstu nic w swoim życiu nie zmieni – tak było, jest i będzie, wszak nie da się zorganizować świata tak, aby skutecznie funkcjonowali w nim sami inwestorzy. Ale zawsze możesz zechcieć przemyśleć podane tu informacje i sugestie i zacząć podążać do Top 3% elity finansowej.


A co jeśli pracuję na etacie i lubię swoją pracę? Jeśli nie jestem żadnym kierownikiem ale jestem szczęśliwy z tym co robię? Zarabiam wystarczająco. Praca mnie nie męczy, wręcz przeciwnie – lubię ją wykonywać. Nie czuję, że oddaję swoje życie pracy tylko cieszę się nią. Jest ciekawa, pożyteczna i inspirująca.
Czy powinienem porzucić to co lubię żeby pracować więcej i ciężej (na początku) żeby mieć więcej pieniędzy, które wydam na przyjemności, żeby zniwelować stres, który sobie przez to zafunduję?
Myślę, że należysz do zdecydowanej mniejszości tych, którzy lubią swoją etatową pracę. Postaraj się jednak zadbać o godną emeryturę, bo ZUS raczej zapewni głodową jałmużnę tym, którzy doczekają wieku emerytalnego.
Przypominam, że nie istnieje jedna recepta dla wszystkich, to co jest we wpisie, to tylko pokazanie szerszego spojrzenia na niektóre sprawy.
Ok, nie ma jednej recepty. Tylko wpis wydał mi się nieco jednostronny – jakby dążenie do własnej firmy było tą najlepszą drogą.
Może celem nie musi być posiadanie własnej firmy a zadowolenie z tego, co się robi bez względu na formę? Super zarobki, własna firma nie gwarantują bycia szczęśliwym.
Zarabiam wystarczająco – to znaczy, że wystarcza mi też na oszczędzanie i inwestowanie sporej części przychodów. Nie myślę o emeryturze, bo pewnie zanudziłbym się na niej na śmierć ale oszczędności i poduszki finansowe zawsze dobrze mieć.
Tak, pewnie jestem w mniejszości ludzi, którzy czują się szczęśliwi życiowo. 🙂
Z innej beczki – formularz komentowania świeci się na czerwono jeśli nie podam adresu strony a mimo to dodawanie przechodzi. Trochę to mylące.
Tylko że ten wpis nie był o byciu szczęśliwym, lecz o sukcesie finansowym, co już w drugim zdaniu jest zaznaczone. Ale jednocześnie daje się łatwo zauważyć dużą korelację między nieszczęśliwym życiem a kiepską, ciężką, niskopłatną pracą, której ludzie nienawidzą.
Grzegorz Deuter ostatnio opublikował…Większość ludzi nie myśli
Ja niestety pracuję ciężko i dużo. Finansowo świetnie to wygląda ale zapętlam się coraz bardziej w ilości obowiązków i rodzinnych i zawodowych. Czasem myślę, że już nie mam wyjścia. Nie uważam, że własna działalność coś zmieni. Znam wielu ludzi prowadzących małe i średnie firmy i jedyne co mogę powiedzieć to że mają przesrane. Wolę swój tryb życia który staram się spowolnić nieco. Oni nie mają tego luksusu. Większy majątek niweluje walka w sądach o zapłatę zaległych faktów, kolejne pozwy wrednych sąsiadów, ryzyko niewypłacalności bo jakiś baran nie ma ochoty zapłacić za usługę. Dziękuję…
Myślę że komentarz poprzednika ma wiele racji. Pozdrawiam (największym kapitałem jest rodzina i zdrowie) i tu obaj macie racje mniej pracować za więcej.
Słyszałem fajne powiedzenie „Trzeba najpierw dobrze podzielić by lepiej pomnożyć” ( to taka dygresja do budowania zysków pasywnych).
Według mnie fach w reku to lepiej niż studia a ciekawy pomysł na biznes to droga do sukcesu
Sama potrzebowałam kilku lat, żeby dostrzec tę zależność i powoli przechylam szalę na stronę „Mądrze”. 😉
„Słabym interesem jest pięć dni niewolnictwa za dwa dni wolności w tygodniu” – ten fragment spodobał mi się najbardziej 🙂
Mi też! 😉
Ja się powoli przygotowuję do przejścia na swoje, ale opłacanie Zusu mnie przeraża
Nie mam też pojęcia, kto mógłby mi fachowo doradzić jakie PKD wybrać i podatek Vat, bo kompletnie się na tym nie znam. Czytałam ksiàżki, które mają rzetelne informacje. Jednak nadal nie wiem jak uczynić ten pierwszy krok. Nie mam zaplecza finansowego „w razie co” i mam zobowiązania. Jakieś rady ? 🙂
Pauline ostatnio opublikował…Halloween w Polsce? Debilizm nie okultyzm
Obecnie mamy nową władzę (dobra zmiana), której pomysły sięgają kosmosu i tak od stycznia 2018 zmieni się w Polsce wszystko, co związane z systemem podatkowo-ZUSowym, dlatego obecne dobre rady o kant dupy będą przydatne już za kilkanaście miesięcy. Jedynie słuszna rada: znaleźć dobrą księgową „z polecenia”, ona wszystkie wątpliwości rozwieje i pomoże w prowadzeniu działalności.
Grzegorz Deuter ostatnio opublikował…W co warto inwestować? Część 2
Otóż to. Na tym etapie właśnie jestem.
Co do artykułu – jednym podoba się to, drugim siamto, dla jednych etat, dla innych firma. W każdym sposobie pracy można się zarobić i zaplątać, z każdego można się cieszyć i przy każdym płakać. Do poważnych decyzji należy dojrzeć, tak jak i ja dojrzewałam do porzucenia etatu i podążenia swoją drogą.
Powodzenia!
Ania Ulanicka ostatnio opublikował…10 inspirujących cytatów na wiosnę
Świetny artykuł 🙂 obecnie pracuję w państwówce, ale przymierzam się do czegoś dodatkowego własnego 🙂
W moim zawodzie wiele osób lubi tę pracę, którą wykonuje – niekoniecznie jednak lubi to, co dzieje się ponad nami, nie mając na to wpływu. Pozdrawiam – nauczyciel. 😉
Bielecki.es ostatnio opublikował…To – czyli jak powstał całkiem niezły horror
Masz tu rację, trzeba pracować na siebie a nie na kogoś. Ja już swoją drogę znalazłam 🙂
Pracując na etacie doszłam do wniosku, że chce czegoś więcej. Więc ten wpis jak najbardziej mi przypasowal. Od pewnego czasu buduję małymi kroczkami swój zarobek pasywny w polskiej firmie MLM. Ktoś kiedyś stwierdził, że „network marketing to przyszłość”. Patrząc z szerszej perspektywy na to co się ostatnio dzieje… śmiem twierdzić, że się z tym stwierdzeniem zgadzam.
Na szczęście powoli już wymiera w nas przekonanie, że uczciwa praca liczy się tylko wtedy gdy jest tyraniem od świtu do zmierzchu. To się chyba wzięło od naszych przodków, którzy odrabiali pańszczyznę – ale chyba nawet oni zimę mieli w miarę wolną od pracy.