Tym razem gościnny i nieco już historyczny wpis będący opowieścią o pewnym nietypowym zdarzeniu, jakie przytrafiło się mojemu przyjacielowi – poniżej jego relacja:
Oto pewna opowieść o otwarciu nowej galerii w mieście (niedaleko największej w mieście dawnej siedziby PKO BP), które słynie z tego, że ma głównie galerie handlowe, a nawet hipermarkety w ścisłym centrum (no a pół Polski myśli, że owo miasto leży nad morzem) – czyli coś do śmiechu. Jest 29-09-2011, godzina 7:40 Szczecin, a dokładniej planeta Ziemia. Dlaczego piszę Ziemia? Bo kilka minut potem wcale nie jestem pewny czy nie jestem na Marsie.
Zaparkowałem samochód ulicę wcześniej… nie wjeżdżałem na parking nowego supermarketu w Szczecinie. Dlaczego? Pewnie dlatego że ciężko się było tam dostać, a na pewno powinienem odstać kawał czasu w kolejce. Spokojnym krokiem podszedłem do parkometru wyjąłem 9 zł, co starcza na około 3 godziny parkowania w czerwonej, najdroższej strefie. A tu zonk – parkometr nieczynny. Modliłem się tylko, by oddał kasiorę, bo więcej drobnych nie miałem. Na szczęście nieczynny nie znaczy głodny, więc wypluł bilon i mogłem przejść kilka metrów dalej i wykupić bilet w parkometrze.
Raźnym krokiem ruszyłem w stronę galerii Kaskada w Szczecinie. Jeszcze nie widać nerwowości wśród tłumów pod wejściem do galerii. Stanąłem z boku pod ścianą tylko dlatego, że nie chciałem widnieć we wszystkich wiadomościach jak to mówią „inkoguto” – patrz incognito. A kamery stały w kilku miejscach. Miałem jeszcze 10 minut do otwarcia, więc chętnie przyjrzałem się ludziom tu zebranym i nasunęło mi się kilka przemyśleń. Po co tu tyle dzieci i osób w bardzo podeszłym wieku, nie mówiąc o staruszkach. Nie bym miał coś przeciwko, ale przepychanki i bieg w stronę jedynego słusznego sklepu w galerii, czyli „SATURNA”, nie są domeną staruszków wbrew groteskowej opinii niektórych kabaretów. Jeśli chodzi o dzieci to dowiedziałem się później, co tu robią tak licznie.
Zastanawiałem się jak trafię do Saturna po wymarzony telewizor. Pomyślałem, że poniosą mnie tłumy. A skąd tłumy wiedzą, gdzie SATURN, lokalne gazety opublikowały mapę sklepu dla wszystkich jasną i czytelną. Widać było, że wielu ją skrzętnie ukrywa w rozedrganych z podniecenia rękach i nikt za bardzo tą wiedzą się nie chciał podzielić.
Moją uwagę zwróciła staruszka w przyniszczonych butach zszywanych i wielokrotnie naprawianych (tak wyglądały), w ręku ściskała reklamówkę i parła prosto naprzód, nie patrząc na innych. Niesiony troską i pewny swoich racji poklepałem kobietę i szepnąłem, że na bank nie dobiegnie pierwsza do sklepu, a przy drzwiach jest dosyć niebezpiecznie podczas otwarcia. Ku mojemu zdumieniu potwierdziła, że pewnie to racja i stanęła przede mną, cierpliwie wyczekując sygnału do startu.
Po lewej gość koło pięćdziesiątki krzyknął „otwierać ch…je” bo czas już był najwyższy – koło 8:00 już było. Przede mnie wystartowała inna starsza pani, stwierdziłem, że szkoda sił na każdego chcącego na otwarciu poczuć się sprytnym oszczędzającym. Miałem rację, zanim puszczono rozjuszony tłum, zza drzwi wyskoczyła grupka fotografów i tłukła fotki na potęgę. Nie miałem pojęcia, po co aż tyle. I tu się przydaje staruszka… od niej dowiedziałem się, że pierwsze „x” osób dostaje prezent, czyli przydaje się fotka na przedzie hordy. Ile w tym prawdy, nie wiem, a szkoda mi czasu na sprawdzanie w sieci.
Jak już tłum ruszył przy akompaniamencie skromnej orkiestry, starsza pani z przodu tylko zaszeleściła reklamówką, uderzając o metalowy słupek koło drzwi. Pochwalić trzeba ochronę, no w każdym bądź razie mężczyznę koło drzwi w ładnym garniturze, który miejsce to twardo ochraniał, żeby się ludzie nie pozabijali.
Pani lub pan na szczudłach podobny do konika polnego, bo zielony chyba, musiał szybko zmykać, by mu nóg nie połamali. Choć to nadawało uroczystego wyglądu, nie potrafiłem zielonego ubioru skojarzyć z żadnym znanym zwierzątkiem, ale trzeba przyznać, winię o to siebie, bo tłum przepchnął mnie tak szybko, że nie zależało mi za bardzo na podziwianiu widoków, a na sterowaniu ciałem w stronę piętra.
Ruchome schody (oczywiście wyłączone) były nie lada przeszkodą dla ludzi nastawionych, że to się powinno ruszać. Przedziwny widok, jak ludzie wciskają się w wąską gardziel i tłoczą do góry, a kamera i operator z anielskim spokojem uwieczniają te zmagania.
Potem to już tylko ubaw… i dla mnie i innych. Pracownicy lokali gastronomicznych z wielkimi oczami patrzyli, jak ludzie pędzą co sił przez prosty korytarz na piętrze, a celem wymarzony SATURN. Tu zwolniłem trochę, bo serce miałem radosne, ciężko teraz nie trafić, skoro każdy pręży nóżki, by dotrzeć do tego jedynego sklepu, który miał wzięcie.
Gdy wszedłem między półki, a chciałem kupić jedynie telewizor, z przerażeniem stwierdziłem, że ludzie biorą po cztery na raz (a to nie prowincja, w Szczecinie jest sporo sklepów, jak choćby MediaMarkt – wówczas nikt nie wiedział, że to praktycznie to samo). To znak, że czas się przestać oszczędzać. Jak wojna to wojna. Łapię gościa przy TiVi i pytam, gdzie dostanę 40 cali D5500 Samsunga? Pan z obsługi do mnie, że ten telewizor z gazetki to tam na palecie albo polecam droższy i wskazał palcem coś innego. Tak na prawdę to go nie słuchałem. Bo na szczęście oparłem się właśnie o karton tego co chciałem. Nie zastanawiając się wiele, stanąłem w kolejce do kasy. I dobrze, bo za 5 minut kolejka była bardzo długa.
Czas płynął miło, bo trafiło się dwóch panów całkiem dobrze oblatanych w temacie TV. Na koniec ciekawy incydent. Tuż przy kasie pyta kasjerkę jeden pan, gdzie jest jego telewizor? Zaskoczona kasjerka pyta – jaki? No ten, który tu zostawił mój syn. A zapłacony – pyta kasjerka? No tak – odpowiada pan. To jakim cudem syn go zostawił bez opieki? Bo poszedł po coś na sklep – odpowiada pan. Stałem z boku i nie mogłem uwierzyć. Czy sprzęt się znalazł, nie wiem, ale trzeba mieć nie lada poczucie humoru i wiary w ludzi, by tak postępować.
I humoru i wiary w ludzi państwu teraz życzę oraz polecam takie imprezy jak OTWARCIE Galerii Kaskada. Nie do wiary. Dziękujmy organizatorom, że włączyli kilka minut potem ruchome schody… Bardzo jestem wdzięczny.
P.S. Na początku tekstu zastanawiałem się, do czego dzieci się przydają… A po to, by w momencie ograniczenia zakupu do jednej sztuki z wybranego asortymentu na jedną osobę móc kupić 3 sztuki po jednej na każde dziecko. No proste chyba…
A to Polska właśnie!